pełnie zgadzam się z panem. Ale jakiż to ma związek z interesami mego ojca...
— Podejrzenie?... O ja wcale nie wątpię. Znam kogoś, który widział część papiérów zabranych Morrisowi. Ale wróćmy do rzeczy, — masz wiedziéć, że od lat dwudziestu, naczelnicy Klanów i możniejsi właściciele w górach Szkocyi, przyciśnieni potrzebą, zaczęli więcéj myślić o sobie. Niektórzy wyprzedali pańskiemu ojcu znaczne lasy, jak naprzykład, Glen-Disseries, Glen-Kissoch, Tober na Kippoch, i wiele innych jeszcze, Za te lasy wzięli zapłatę wekslami; a ponieważ Dom Osbaldyston i Tresham posiadał wielki kredyt (w oczy i za oczy panu Owenowi, powiem zawsze to samo, że przed ostatniém nieszczęściem, nie było pewniejszego domu); więc łatwo szlachta góralska mogła wymienić weksle na gotowe pieniądze w Glasgowie, a nawet w Edinburgu, — choć tam pycha w ustach, a w kieszeni pustki. — Koniec końców, rzecz jasna, rozumiész mię teraz?
Wyznałem pokornie, że nie rozumiem wcale.
— Jakto? — zawołał pan Jarvie. — Jeżeli dom pański płacić przestanie, kupcy glasgowscy dopomną się o swoje u panów górali; a u nich o pieniądze niełatwo — sam djabeł nie wydrze im tego co już wydali. Przyciśnieni, bez ratunku i nadziei, porwą się jak zwykle do szabli; za ich przykładem pójdą i inni, którzyby inaczéj spokojnie siedzieli; a tak upadek domu ojca pańskiego, przyśpieszy wybuch pożaru, który już dawno nam zagraża.
— A więc pan sądzisz, — rzekłem uderzony szczególnym wnioskiem pana Jarvie, — że Rashleigh dla tego tylko wyrządził krzywdę memu ojcu, aby przywieść do rozpaczy tych, którzy posiadali jego weksle za sprzedane lasy, i tym sposobem wzniecić na górach powstanie?
— Nie ma najmniejszéj wątpliwości panie Osbaldyston;
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/282
Ta strona została skorygowana.
— 276 —