Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
— 277 —

rozumie się, to był główny powód postępku Rashleigha, gotowiznę schował do kieszeni; ale to fraszka w porównaniu z resztą, szkody; — lecz co do wekslów, które zabrał, na cóż mu się przydadzą? chyba na zapalenie lulki? Wszak chciał wymienić je w banku Mac-Vittie i komp., wiem o tém przez Andrzeja Wylle — cóż zyskał? ani złamanego szeląga; stary lis zwąchał łapkę, i nakrył się ogonem. — Znają u nas nadto dobrze Rashleigha, ażeby mu zaufać. W roku 1707, miewał tu długo schadzki z Jakóbitami i papistami, a potém zniknął, nie zapłaciwszy nic nikomu. — Nie, nie — nikt u niego tych wekslów nie kupi, nie będąc pewnym, czy istotnie jest ich właścicielem. — Mnie się zdaje, że one gdzieś w górach leżą spokojnie, i że mój kuzyn Rob potrafi je wynaléść, jeżeli tylko zechce.
— Bardzo wątpię, aby to chciał uczynić. — Powiedziałeś pan, że jest szczerze przywiązany do stronnictwa Jakóbitów; miałżeby, choćby i mógł nawet, przez wzgląd jedynie na mnie, albo przez wzgląd na sprawiedliwość, wyjednać zwrot tak przeciwny ich zamiarom.
— Nie mogę panu odpowiedzieć na to z zupełną pewnością; ale nie wszyscy dowierzają Robowi, i on nie wszystkim ufa. — Rodzina księcia Argyle udzielała mu zawsze szczególnéj opieki, i gdyby to od niego zależało, trzymałby raczéj z tą rodziną, jak z Breadalbanami, którzy mu nieraz zaleźli za skórę; ale Rob pamiętać musi na siebie, i bronić silniejszéj strony, choćby i sam djabeł był na jéj czele. W takiem jak on położeniu, nie można mu tego brać za złe. — Lecz jest jedna okoliczność, która panu może popsuć interesa. — Rob ma dzielną klacz w swojéj stajni!
— Dzielną klacz?... a cóż ja z nią mogę mieć wspólnego?
— Jest to jego żona, mój panie — tak — jego żona! Herod baba, jak to mówią — trudno znaléść podobnéj.