do przebycia wzgórza. Żadne drzewo, żaden krzaczek, nie urozmaicał smutnéj barwy niepłodnego gruntu, na którym sam wrzos nawet, niski półzwiędły, trudno zdawał się porastać. Nie widzieliśmy żadnego żywego stworzenia, oprócz kilkunastu owiec, dziwnie pomalowanych czarną, żółtą lub błękitną farbą. Ptastwo zdawało się unikać tych pustyń; kiedy niekedy słyszeliśmy tylko krzyk smutny i jednostajny czajki lub kulika.
Przy obiedzie jednak, na który zatrzymaliśmy się około południa w nędznéj karczemce, odkryliśmy uradowani, że te krzykliwe ptaki nie były jedynymi tych okolic mieszkańcami; gospodyni nam powiedziała, że mąż jéj dopiero co wrócił z polowania, przyniósł bażanta. Był to traf szczęśliwy; gdyż oprócz owczego séra, owsianego chleba i kawałka wędzonego łososia, nic nie było w całym domu. Butelka dość dobrego piwa i kieliszek wybornéj wódki, zakończyły naszą ucztę; a że i konie już się były popasły, pokrzepieni na siłach, ruszyliśmy daléj.
Ale i po najlepszym nawet obiedzie nie zdołałbym się oprzéć smutkowi, który nieznacznie umysł mój ogarniał, kiedy spoglądając na pustynie jeszcze dziksze i okropniejsze nad te, któreśmy rano przebyli, zacząłem rozmyślać o wątpliwym skutku mojéj podróży. Nędzne chałupki ledwie do mieszkań ludzkich podobne, które dotąd gdzie niegdzie jeszcze natrafialiśmy, ukazywały się coraz rzadziéj, a nakoniec zupełnie znikły, gdyśmy wjechali między długie dość wyniosłych wzgórków pasmo. Jednak wyobraźnia moja nieco orzeźwiała, kiedym po chwili ujrzał ogromne góry po lewéj stronie drogi, między północą a wschodem. Oddalenie nadawało mi ciemno-błękitną barwę, a dziwny ich skład zapowiadał równie może dzikie, ale pewnie rozmaitsze i więcéj zajmujące widoki. Zapatrując się na te Szkockie Alpy, uczułem żywą chęć zwié-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/291
Ta strona została skorygowana.
— 285 —