Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/296

Ta strona została skorygowana.
— 290 —

zatrzymali, gdy jednak noc nadeszła i pokryła cieniem rozległe pustynie, które nas otaczały, pan Jarvie powiedział mi, że do noclegu mamy jeszcze przeszło trzy mile.






ROZDZIAŁ  XXVIII.
O baronie! drwisz ty z braci,
Niech cię wszyscy porwą kaci:
W tém miasteczku ani kołka,
Ani chleba, ani stołka.
Szkocka pieśń ludu.

Noc była piękna; a księżyc przyświécając naszéj podróży, bladym promieniem ożywiał nieco smutne okolice, ukrywał oku przerażający obraz zniszczenia i podobnie jak zasłona na twarzy niewiasty pozbawionéj wdzięków, obudzał ciekawość, któréjby widok przedmiotów usprawiedliwić może nie zdołał.
Spuszczając się ciągle po krętéj i dość spadzistéj drodze, wjechaliśmy nakoniec do głębokiego parowu, który zdawał się zapowiadać bliskość rzeki lub strumienia. Jakoż wkrótce stanęliśmy u brzegu wąskiéj i spokojnie płynącéj rzeczki, która mi bardziéj niż wszystkie inne, jakie dotąd w Szkocyi widziałem, przypominała rodzinną ziemię. Niewyraźne światło księżyca, odbijające się w cichych jéj wodach, wskazywało, że jesteśmy pośród gór wyniosłych, z których wypływa. — To jest Forth, — rzekł burmistrz tonem uszanowania, jakiem każdy Szkot jest przejęty dla znaczniejszych rzék swego kraju. — Klajda, Tweed, Forth, Spej, są imiona, które nadbrzeżni mieszkańcy wymawiają ze czcią i chlubą; a żart niewczesny w téj mierze, nie raz krwią niebacznych okupionym zo-