Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/332

Ta strona została skorygowana.
— 326 —

Rob-Roya nim nadciągną sprzymierzeńcy, z którymi i sławą zwycięstwa i nagrodą za głowę zbójcy, podzielićby się przyszło. Ściągnąwszy zatém obie straże, uszykował żołnierzy do boju, o ile ciasna dróżka dozwalała; Dugala postawił w środku oddziału między dwoma grenadyjerami, z wyraźnym rozkazem, aby strzelili za nim w pogoń, jeśliby chciał zemknąć; toż samo miejsce i nam przeznaczono, jako najbezpieczniejsze. Po czém kapitan Thornton wziąwszy halabardę z rąk żołnierza, który ją za nim nosił, stanął na czele i dał znak attaku.
Szczupły oddział ruszył naprzód, ożywiony męstwem właściwém angielskiemu żołnierzowi; lecz biédny Andrzéj Fairservice szedł jak na ścięcie, tracąc prawie przytomność z bojaźni; a jeżeli mam prawdę powiedziéć, ani pan Jarvie, ani ja, nie byliśmy obojętni na szczególne przeznaczenie, które nam rozkazało mieć czynny udział w bitwie, zupełnie dla nas obcéj, — ale trudno było walczyć przeciw wyrokom losu.
Zbliżyliśmy się do miejsca, z którego straż przednia dostrzegła przed chwilą nieprzyjaciela. Był to jeden z owych przylądków, około których jak nadmieniłem wyżéj, droga nasza przechodziła; tą razą jednak porzuciwszy brzeg jeziora, wiodła w kilku załamaniach na spadzistą skałę, z innych stron zupełnie niedostępną. Kiedy po wielu trudach dochodziliśmy już jéj wierzchołka, kapral uwiadomił nas, że postrzegł czapki i broń kilkunastu górali leżących w trawie między krzakami i czatujących zapewne na przybycie nasze. Kapitan dodał mu kilku ludzi i kazał wyparować nieprzyjaciela, a sam zresztą oddziału postępował za nim wolniejszym krokiem.
Attak wstrzymany został na chwilę, niespodzianém ukazaniem się jakiejś niewiasty, która stanąwszy na samym wiérzchu skały, zawołała groźnym tonem. — Stój-