Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/341

Ta strona została skorygowana.
— 335 —

cyi i względów Dugala, błagając, aby mu przynajmniéj trzewiki oddać rozkazał; ale Dugal odpowiedział:
— Nic z tego nie będzie braciszku, — nie jesteś szlachcicem, — są tu lepsi od ciebie, a boso chodzą — i nie dając baczenia na krzyki Andrzeja, udał się z nami w dalszą drogę, łając i odpychając wszystkich, którzy nam bliżéj w oczy zajrzéć chcieli. — Stanęliśmy nakoniec przed bohatérką dnia tego. Spojrzawszy na nią, i na dzikie, srogie, lecz prawdziwie marsowe twarze tych, którzy ją otaczali, jeżeli mam wyznać prawdę, strach mię ogarnął. Nie wiem czy Helena Mac-Gregor walczyła osobiście podczas potyczki; ale krwawe plamy na twarzy, rękach obnażonych po łokcie, i na mieczu, który jeszcze trzymała; jéj oko gniewem pałające, i włosy roztargane w czarnych kędziorach, spadające na ramiona, nie dozwalały wątpić, iż musiała czynnie należeć do bitwy. — Wzrok jéj i wyraz twarzy objawiały pychę z odniesionego zwycięztwa, i radość z dokonanéj zemsty, nie zaś żądzę krwi, lub dzikie okrucieństwo. Postać Heleny przypominała mi raczéj jedną z owych natchnionych bohatérek Pisma Św., których obrazy widywałem po kościołach Francyi. Niewiedziałem w jakich wyrazach przemówić do téj nadzwyczajnéj niewiasty, gdy pan Jarvie zastąpił mnie, przyjmując na siebie rolę mówcy:
— Cieszę się niewypowiedzianie, — rzekł drżącym głosem, zupełnie nieodpowiednim uczuciu, jakie wyrażały słowa, — że traf szczęśliwy dozwolił mi powitać małżonkę krewnego mego Roba. — Jakże się macie? — rzekł znowu po chwili wypoczynku, zdobywając się na ton poufałéj przyjaźni, — jak wam zdrowie służy od czasu ostatniego widzenia się naszego? — Dawno już temu, dawno! — możeś już mnie i zapomniała? — ale pamiętasz zapewne ś. p. czcigodnego ojca mego Nikola Jarvie z Saltmarket w Glasgo-