Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/355

Ta strona została skorygowana.
— 349 —

zostawiając jednak między sobą dość znaczną przestrzeń; tak dalece, iż rozłożona na niéj jazda, nie mogła się obawiać nagłego napadu górali. Rozstawione były oprócz tego placówki, które w jednéj chwili o zbliżeniu się nieprzyjaciela mogły uwiadomić dowódzcę; ale w owym czasie górale nie śmieli uderzyć na jazdę w otwartém polu; przez szczególny bowiem przesąd, konie nabawiały ich podobnym strachem, jak złośliwe duchy, o których wyżéj wspomniałem. Lud ten prosty i nieokrzesany wierzył, że zwierzęta te, umieją walczyć same przez się, kopytem i zębami.
Konie pasące się tu i owdzie po dolinie, i gruppy żołnierzy spoczywającyah na murawie, lub przechodzących się ponad brzegiem rzeki, składały część przednią ożywionego obrazu, którego boki zamykały dwa rzędy skał zachwycających oko rozmaitością swego kształtu; w głębi ukazywało się jezioro Mentheith, zamek Stirling, i błękitne pasmo gór Ochill, niknących w obłoku.
Trzéj moi przewodnicy przypatrywali się wespół ze mną temu obrazowi, lubo w zupełnie innym zamiarze. W końcu młody Mac-Gregor rozkazał mi zejść na dolinę i spełnić poselstwo, zalecając surowo, abym nie mówił, kto mi drogę pokazał i gdzie, zostawiłem straż moją. Spuściłem się więc z góry, a za inną szedł Andrzéj, który nie mając na sobie nic z dawnego ubioru oprócz koszuli; z głową odkrytą, chodakami na nogach i obwinięty starym plaidem, który mu Dugal z miłosierdzia zarzucił na plecy, wyglądał jak waryjat grający rolę szkockiego górala, kiedy się wymknie ze szpitala Bedlam. Wkrótce ujrzał nas żołnierz stojący na straży, a wymierzywszy ku nam karabin, rozkazał abyśmy się zatrzymali. Gdy się przybliżył, oświadczyłem, że chcę mówić z dowódzcą. — Wskazał mi kilku oficerów siedzących na wzgórku, pomiędzy którymi, jeden zdawał się być wyższego stopnia. — Miał