Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/360

Ta strona została skorygowana.
— 354 —

Do potężnego i wielce miłościwego Księcia.... etc. — Sprzymierzeńcy opuścili nas, zawarłszy osobny pokój z nieprzyjacielem.
— To rzecz zwyczajna między sprzymierzonemi, — rzekł Garschattachin, — Hollendrzy wypłataliby nam niewątpliwie podobnąż sztukę, gdybyśmy ich nie uprzedzili zdobyciem Utrechtu.
— Pan major żartuje sobie jak widzę, — odpowiedział książę, — chociaż położenie nasze wymaga jak największéj ostrożności i uwagi. Nikt zapewne z panów nie jest zdania, abyśmy się zapuszczali w głąb kraju, nie mając z sobą piechoty.
Wszyscy przytomni oświadczyli jednomyślnie, że to byłoby szaleństwem.
— Niedozwala również ostrożność, — rzekł daléj książę, — pozostać na tém miejscu. — Nagły napad ze strony nieprzyjaciela śród nocy, byłby dla nas niebezpieczny. Trzeba schronić się do zamków Duchray i Gartaron, i tam z bronią w ręku doczekać jutrzejszego rana. Lecz nim ruszymy panowie, chcę zadać kilka pytań Rob-Royowi w przytomności waszéj, abyście się przekonali, jak nierozsądną byłoby rzeczą rozwiązać mu ręce na dalsze bezprawia.
Na rozkaz jego stanął przed nami więzień. — Ręce mu skrępowano po łokcie, i przymocowano do pleców popręgą od siodła. — Dwóch kaprali i sześciu żołnierzy z bronią opatrzoną bagnetami, składało straż jego.
Pierwszy raz ujrzałem Rob-Roya w narodowym ubiorze. Gęste rudawe włosy, które okrywał peruką lub kapeluszem, ilekroć góry opuszczał, wypadały teraz wolno z pod góralskiéj czapki i usprawiedliwiały nadany mu przydomek Roy, (to jest, czerwony), przez mieszkańców nizin, którzy do dziś dnia dobrze pamiętać go muszą. Że nazwanie to było trafne, dowodził nadto widok członków