Z tém wszystkiém taki był stan umysłu mego, że ucieszyłem się z towarzystwa Campbella, w nadziei, że mi przyniesie roztargnienie w smutku. Spodziewałem się przytém otrzymać nakoniec objaśnienie niepojętych tajemnic, które losem moim dotąd kierowały; — odpowiedziałem zatem uprzejmie na powitanie jego, i winszowałem mu szczerze, że potrafił wolność odzyskać wtenczas, kiedy ucieczka zdawała się niepodobną.
— Ha! ha! — zawołał Rob-Roy, — daléj od powroza do szyji, jak od kubka do gęby. — Niebezpieczeństwo nie było tak wielkie jak się wydawać mogło panu, co jesteś obcym w tym kraju. — Z pomiędzy tych, którym kazano ująć mię, strzedz, i powtórnie schwytać, połowa nie miała wcale chęci ani ująć mię, ani strzedz, ani znowu schwytać, — część czwarta, zbliżyćby się nawet do mnie nie śmiała, — rzeczywiście więc miałem przeciw sobie tylko pozostałą czwartą część oddziału, która nie więcéj nad pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt ludzi wynosić mogła.
— Zdaje mi się, że jak na jednego, dość i tego było.
— Nie wiem, — jednak gdyby się chcieli zebrać na równinę przed karczemką w Arberfoil, służyłbym chętnie z szablą w ręku każdemu z nich po kolei.
— Prosił mię następnie, abym mu opowiedział wszystko, co nam się przytrafiło od przyjazdu w góry, i uśmiał się serdecznie z opisu bitwy w karczemce, gdzie waleczny burmistrz tyle dokazywał cudów z rozpalonym ożogiem.
— Niech żyje Glasgow! — zawołał Rob-Roy. — Przekleństwo Cromwella na moją głowę, jeżelibym pragnął większéj roskoszy, jak widzieć kuzyna Nikol Jarvie, potrząsającego z tryumfem spalonym plaidem Iveracha! — Zresztą, — dodał poważniejszym tonem, — kuzyn Jarvie ma kilka kropel krwi szlachetnéj w żyłach swoich; szkoda tylko, że się oddał nikczemnym zatrudnieniem, które naj-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/377
Ta strona została skorygowana.
— 371 —