— Sądzę, — rzekłem, — że hrabia nie był obcy pierwszemu nieszczęściu, które spotkało....
Tu mimowolnie zamilkłem przez chwilę.
— Które spotkało Morrisa, — chcesz mówić, — odpowiedział Rob-Roy obojętnie; bo oswojony z krwawemi czynami, zapomniał już dawno o wrażeniu, jakie na nim sprawił opis śmierci celnika, — śmiałem się nieraz serdecznie ze sztuki którą mu wypłatano; ale dziś, po nieszczęśliwém zdarzeniu w Loch Ard, śmiać się nie mam ochoty. Nie, nie — hrabia nic o tém nie wiedział. — Rashleigh tylko i ja, graliśmy rolę w téj scenie; ale co za szczególne wypadki po niéj nastąpiły! — Rashleigh, który od początku powziął do pana nienawiść, usiłuje zwalić na ciebie całe podejrzenie. — Miss Vernon staje w obronie twojéj, i zmusza nas, abyśmy wyrwali z rąk sędziego pokoju niewinną ofiarę. — Morris umiera ze strachu, ujrzawszy przed sobą prawdziwego sprawcę rozboju, w téj chwili właśnie, gdy na niewinnego zanosił skargę. — Sędzia, uradowany, że sprawa kończy się na niczém, wraca do butelki. — Pisarz wścieka się ze złości, że go oszukano. — Nie! — nic w życiu więcéj mię nie ubawiło!
— Bądź-że łaskaw powiedzieć, jakim sposobem miss Vernon potrafiła już nabyć tyle mocy nad umysłem twoim i Rashleigha, że na jéj żądanie zaniechaliście natychmiast swoich zamiarów?
— Moich zamiarów? — ja ich nie układałem wcale. Nie mam zwyczaju zwalać swego ciężaru na cudze barki. — Wszystko było pomysłem Rashleigha. — Co się tyczy miss Vernon, rzecz pewna, że wola jéj jest prawem dla niego i dla mnie; najprzód z powodu związków jéj z hrabią; powtóre, iż wié o wielu rzeczach, które nie powinny być wyjawione. — Powierzyć kobiécie tajemnicę, albo wła-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/383
Ta strona została skorygowana.
— 377 —