Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/385

Ta strona została skorygowana.
— 379 —

bność dostrzedz, że i w górach, podobnie jak wszędy, władza i wziętość mają swoje niedogodności; nim bowiem Mac-Gregor mógł wejść do gospody, aby odetchnąć po trudach i posilić się, musiał kilkanaście razy powtórzyć historyją swéj ucieczki. Jakiś sędziwy góral tłómaczył mi ją za każdym razem słowo do słowa, a grzeczność wymagała, abym słuchał cierpliwie tego, co już prawie na pamięć umiałem. — Kiedy powszechna ciekawość została zaspokojoną, słuchacze zaczęli się powoli rozchodzić, szukając miejsca do noclegu pod gołém niebem, lub w bliskich chałupach. Jedni przeklinali księcia i Galbraitha, inni ubolewali nad losem Ewana z Briglands, który padł ofiarą życzliwości swojéj dla Mac-Gregora, a wszyscy zgodzili się na to, że ucieczka Rob-Roya, nie ustępuje w niczém najświetniejszym czynom ich naczelników, począwszy od Dugala Ciar, od którego ród swój wywodzą.
Opiekun mój wprowadził mię nareszcie do karczemki. Rzuciłem okiem na wszystkie strony, rozumiejąc, że pomimo kłębów dymu odkryję w którym zakątku Djanę i jéj towarzysza, — ale nigdzie ich dostrzedz nie mogłem; nie śmiałem zaś wypytywać się o nich, lękając się objawić skryte ciekawości mojéj powody. — Między tłumem nieznajomych, upatrzyłem przecież z radością postać szanownego burmistrza. Siedział na ławce przy ogniu, i słuchał poważnie czułych powitań Rob-Roya, oraz wymówek, że gości swych w wygodniejszém miejscu przyjąć nie może; gdy w końcu zapytał go Mac-Gregor o zdrowie, pan Jarvie odpowiedział:
— Mam się dość dobrze kuzynie.... to jest nie najgorzéj, — dziękuję ci. — Co zaś do wygody, wiem, że w tych stronach trudno o lepszą; a niepodobna, aby człek dźwigał na sobie wszędy swój domek przy Salt Market,