Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/393

Ta strona została skorygowana.
— 387 —

szego gospodarza; miałem jednak czas uważać, że czuły o wygodę gości, kazał przyrządzić lepszą i czyściejszą pościel niż ta, jaką mieliśmy poprzedniéj nocy. Wrzos świéży, podówczas w pełnym kwiecie, pokryty grubą wprawdzie, ale czystą bielizną, zachęcał do spoczynku. Widząc, że pan Jarvie zabiera się już do niego, zjadłszy smaczno wieczerzę, odłożyłem do następnego rana nowiny, które mu udzielić miałem; sam zaś, jakkolwiek znużony, nie czułem w sobie chęci do snu; dręczyła mię gorączka niespokojności, gawędziłem więc jeszcze z Mac-Gregorem.






ROZDZIAŁ  XXXV.
Ostatni raz widziałem boskich ócz spojrzenie,
Raz ostatni jéj słodką mowę usłyszałem;
Ach! zgasły już przede mną nadziei promienie,
I jużem się pożegnał z mojém szczęściem całém.
Hrabia Basil.

Doprawdy nie wiem co mam z tobą robić panie Osbaldyston, — rzekł Rob-Roy podając mi butelkę. — Nie chcesz ani jeść, ani spać, ani pić nawet, chociaż zdaje mi się, że nie ma lepszego Bordo w piwnicy barona Hildebranda. Gdybyś był zawsze równie wstrzemięźliwym panie Frank, nie ściągnąłbyś na siebie nienawiści Rashleigha.
— Gdybym był zawsze pilnował drogi rozsądku, — odpowiedziałem rumieniąc się ze wstydu, — uniknąłbym gorszego złego, — wyrzutów własnego sumienia.
Mac-Gregor rzucił na mnie badającym i srogim wzrokiem, jak żeby chciał przeniknąć myśli moje, i odkryć, czyli słowa te nie do niego wymierzone były; lecz przekonawszy się jak widać, że wymawiając je, o sobie jedynie