Obudziłem pana Jarvie, który ziéwnąwszy kilka razy, począł się mocno uskarżać na ból w kościach po wczorajszym znużeniu. — Opowiedziałem mu szczęśliwą nowinę, żem odzyskał papiery ojca mego; jak tylko ją usłyszał, zapomniał o cierpieniu, a ubrawszy się najśpieszniéj, zaczął przezierać weksle, i porównywać je ze spisem, który mu wręczył Owen.
— Obaczmy, — rzekł, — czy jest wszystko? Baillie i Wittlington, siedmset, sześć, i ośm — dobrze — Pollock i Peelman, dwadzieścia ośm, — bardzo dobrze, — Grub i Grinder, trzysta siedmdziesiąt — przedziwnie, — Gliblad dwadzieścia, — no, ten nie bardzo pewny, — Slipprytonque, — ten zbankrutował, ale to mała sumka — bagatela. Zresztą jest wszystko dzięki Bogu; mamy już w ręku, co nam potrzeba, i możemy pożegnać tę nieszczęsną krainę. — Ile razy wspomnę na Loch Ard, dreszcz po mnie przechodzi.
— Przykro mi, — rzekł Mac-Gregor, który właśnie w téj chwili wszedł do izby,: — przykro mi kuzynie, że nie mogłem cię przyjąć tak, jakem pragnął; ale jeżeli mi uczynisz przyjemność i zechcesz odwiedzić mój ubogi domek....
— Bardzo dziękuję, — przerwał śpiesznie pan Jarvie, bardzo dziękuję, ale czas wracać do domu. — I ja, i pan Osbaldyston mamy do załatwienia interesa niecierpiące zwłoki.
— Jak się podoba, — odpowiedział góral, — znacie to przysłowie: Otwórz bramę przybywającym, a pokaż drogę tym co odchodzą. Ale możecie wrócić przez Drymen, odprowadzę was do jeziora i każę przewieźć do Ferry O’Balloch, a konie wasze poszlę tamże brzegiem naokoło. Jest to mądre prawidło nie wracać nigdy tąż samą drogą, jeżeli jest inna.
— Wiem, wiem, zawsześ się trzymał dawniéj tego
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/397
Ta strona została skorygowana.
— 391 —