Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/398

Ta strona została skorygowana.
— 392 —

prawidła Robie, kiedyś wracał z jarmarku po sprzedaniu wołów; bo nie miałeś wielkiéj ochoty zajrzéć w oczy dzierżawcom, którym łąki spasłeś idąc w tamtę stronę; lecz dzisiejsza twoja droga stokroć niebezpieczniejsza jak dla ciebie, tak i dla gości twoich.
— I dla tego właśnie nie powinna przechodzić tém samem miejscem kuzynie. — Ale czas już wysłać konie. Zaprowadzi je Dugal, dawny sługa glasgowskiego burmistrza. — Patrzcie, czy podobny on do górala? — każdyby pomyślał, że to spokojny nizin mieszkaniec.
— W rzeczy saméj nigdybym nie poznał tego poczciwego chłopaka, — zawołał pan Jarvie spojrzawszy na Dugala stojącego przed wrotami karczmy, w peruce, kapeluszu i fraku, które niegdyś należały do Andrzeja Fairservice. Siedział na koniu burmistrza, mego zaś trzymał na powodzie; a odebrawszy ostatnie swego pana rozkazy względem miejsc, które wypadało ominąć, i nowin, które miał zasięgnąć po drodze, ruszył do Ferry O’Balloch.
Mac-Gregor oświadczył nam natenczas, że musimy ujechać mil kilka przed śniadaniem, i dla tego radził napić się wódki nim wyjedziemy. Pan Jarvie przystał chętnie na to:
— Chociaż, — rzekł, — nieprzyzwoicie jest, a nawet i niebezpiecznie dla zdrowia, używać ciągle z rana gorących napojów, z tém wszystkiém żołądek (jako najdelikatniejsza część ciała ludzkiego) potrzebuje zabezpieczenia przeciw mgłom rannym, a w takim razie ś. p. ojciec mój zalecał zawsze kieliszek wódki.
— A że my górale, — dodał Mac-Gregor, — żyjemy prawie ciągle pośród mgły, powinniśmy zatém używać wódki od rana do wieczora.
Podano panu Jarvie małego góralskiego konika, a drugiego przyprowadzono dla mnie; ale wolałem iść pieszo ra-