się chwilę, aby pan Jarvie mógł nas wyprzedzić, — widzę, — rzekł, — że masz dobre serce, i myślisz jak człowiek szlachetny myślić powinien, — ale ten wrzos, po którym całe życie stąpałem, musi pokryć i mogiłę moją, — czuję, że męstwo by mię opuściło, że ręka by mi osłabła i wyschła, jak kwiat pod letnim skwarem, gdybym stracił z oczu te góry, na których urodziłem się i wyrosłem. Nic w świecie nie zdołałoby rozpędzić tęsknoty mojéj po tych dzikich skałach i przepaściach, które tu widzisz. A Helena... w cóżby się obróciła, gdybym ją zostawił na ofiarę nowym obelgom i okrucieństwu nieprzyjaciół naszych? lub gdyby opuścić miała te okolice, gdzie pamięć przebytych nieszczęść, osładzają dokonanéj zemsty wspomnienia? Już raz byłem zmuszony rzucić rodzinne miejsca i szukać schronienia przed głównym moim wrogiem, w kraju Mac-Callummora; Helena zanuciła natenczas pieśń smutku i rozpaczy; pieśń, któréjby się nie powstydził sam Mac-Rimmon nawet, — serca nasze rozpływały się z żalu, gdyśmy jéj siedząc słuchali; był to jakby jęk dziecięcia opłakującego śmierć matki, — łzy bujne spadały nam z oczu na stwardniałe lica. — Nie! nigdy w życiu nie chciałbym doświadczyć po raz drugi podobnego udręczenia, — nigdy! — choćby mi oddawano wszystkie kraje, które niegdyś do Mac-Gregorów należały.
— Ale synowie twoi, — rzekłem, — właśnie ci są w wieku, w którym zwykle Szkoci wysyłają dzieci swe dla poznania, jak mówią, świata.
— Masz racyją, — odpowiedział, — radbym, aby spróbowali szczęścia i przyjęli służbę Francuską lub Hiszpańską, podobnie jak inni spółrodacy, — myśl twoja wczoraj zdawała mi się podobną do uskutecznienia; ale dziś rano mówiłem o tém z hrabią...
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/400
Ta strona została skorygowana.
— 394 —