szy, i więcéj do niewieściego zbliżony, jak dnia poprzedniego; ale postać nosiła téż same piętno mężnéj i szlachetnéj duszy. Gdy wyciągnęła ręce, chcąc uściskać krewnego swego pana Jarvie, uważałem, że zadrżał z bojaźni, jak gdyby wpadł w łapy niedźwiedziowi, nie wiedząc, czy to drapieżne zwierze chce go udusić, lub tylko z nim się pobawić.
— Witam cię kuzynie, — rzekła, — podczas gdy pan Jarvie wyślizgnąwszy się z rąk jéj, cofnął się o kilka kroków i poprawiał skrzywioną perukę. — I ciebie także młody cudzoziemcze, — dodała, — obróciwszy się ku mnie. — Przybyliście do nieszczęśliwéj naszéj ojczyzny, w chwili, gdy krew wrzała w naszych żyłach, i ręce krwią były broczone. Przebaczcie nie miłe przyjęcie i nie obwiniajcie serc naszych, lecz smutny zbieg okoliczności. — Słowa te wyrzekła z powagą królowéj siedzącéj na tronie śród licznego dworu. Nie było w téj mowie gminnych wyrażeń, które zarzucamy mieszkańcom szkockich nizin; dostrzegłem tylko prowincyjonalny akcent, i zdawało mi się, że słyszę dosłowne tłomaczenie poetycznéj mowy góralów, w płynnych, lecz nieco wyszukanych wyrazach. Ztąd wniosłem, że chociaż posiadała gruntownie język angielski, rzadko jednak musiała używać go w potocznéj rozmowie. Mąż jéj przeciwnie, który w życiu swojém nie jedno sprawował rzemiosło, tłomaczył się w ogólności z mniejszą przesadą; a jednak, jeżeli zdołałem wiernie naśladować jego mowę, mogłeś uważać Treshamie, że nie była pozbawioną mocy i wdzięku, ilekroć opisywał ważne jakie i zajmujące zdarzenie; w takim razie, wzniosłe i prawie poetyczne obrazy, myśl jego w rodzinnéj mowie układać musiała, a usta wysłowiały je obcym językiem; lecz w poufałéj rozmowie, Mac-Gregor podobnie jak inni jego spółrodacy, używał dyalektu mieszkańców nizin.
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/405
Ta strona została skorygowana.
— 399 —