Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/407

Ta strona została skorygowana.
— 401 —

— I mogłaż myślić, że to jest podobném, — zawołałem, — nie wiedząc prawie co, i do kogo mówię.
— Wszystko zapomnieć można, — rzekła ta nadzwyczajna niewiasta, — wszystko, — oprócz hańby i zemsty.
— Seid suas (uderzcie w trąby), — krzyknął Mac-Gregor z niecierpliwością.
Odezwały się trąbki natychmiast, a dźwięk ich przeraźliwy zagłuszył ostatnie słowa Heleny. — Pożegnaliśmy ją w milczeniu, i udaliśmy się w dalszą drogę. — Unosiłem z sobą przekonanie, że jestem kochany od najdroższéj mi osoby, ale zarazem i pewność, że się z nią więcéj nie zobaczę.






ROZDZIAŁ  XXXVI.
Żegnam cię piękny kraju, gdzie gór pysznych szczyty
W obłokach się skrywa ją zdziwionemu oku,
Gdzie wody, — jasne niebios malują błękity,
Krzyk orła odpowiada szumowi potoku.
Bezimienny.

Droga, którą przebywaliśmy, przerzynała puste wprawdzie ale romantyczne okolice; chociaż pogrążony w smutku, nie wiele na to dawałem baczenia, pamiętam jednak górę Ben Lomond, leżącą po prawéj stronie, — jéj niebotyczny wierzchołek, co jakby znak dla podróżnych ręką natury utworzony, wznosił się nad wszystkie pobliskie góry, i zewsząd mógł być widziany. Umysł mój orzeźwiał nieco, kiedy po długiéj i przykréj podróży, wyszedłszy z ciasnego wąwozu, ujrzeliśmy przed sobą jezioro Lomond. Na próżno usiłowałbym dać ci wyobrażenie o tym zachwycającym obrazie; — aby pojąć jego piękności, trzeba je wi-