dziéć własnemi oczyma. — Mnóstwo wysp rozmaitego składu i wielkości, rozsianych na czystéj wód przestrzeni, która zwężając się stopniowo ku północy, ginie nakoniec pomiędzy mgłą okrytemi wzgórzami; z przeciwnéj zaś strony, rozlana szeroko, podmywa niezliczone zagięcia wesołych i urodzajnych brzegów, wszystko to, przedstawia oku jeden z najwspanialszych i najprzyjemniejszych razem widoków, jakiemi hojne w darach przyrodzenie zbogaciło tę ziemię. Wschodni brzeg, dziki, i najeżony skałami, był główném klanu Rob-Roya siedliskiem. Celem wstrzymania jego najazdów na niziny, umieszczono słabą załogę w środkowym punkcie między jeziorem Lomond, i drugiém, które do niego przypiera; ale szczupła ta siła, obok mocnéj nieprzyjaciela pozycyi, podającéj tyle środków natarcia lub obrony, zdawała się świadczyć o niebezpieczeństwie, jak zabiegać skutecznie onemu.
Nie raz to już, w potyczce, podobnéj do spotkania, jakie zaszło w mojéj przytomności, wspomniona załoga srodze ucierpiała od tych śmiałych napastników, nigdy jednak zwycięstwo nie było splamione okrucieństwem, ilekroć Rob-Roy znajdował się na ich czele; bo zarówno ludzki jak przezorny, nie chciał oburzać na siebie powszechnéj nienawiści. — Dowiedziałem się z prawdziwém ukontentowaniem, że pojmanych w dniu poprzednim jeńców udarował wolnością; a późniéj, opowiedziano mi wiele podobnych przykładów miłosierdzia, a nawet wspaniałości tego przywódzcy.
W jednéj z zatok jeziora, przy wyniosłéj skale, oczekiwała na nas łódź z czterema barczystemi wioślarzami; a przewodnik nasz Mac-Gregor, pożegnał się z nami w tém miejscu czule i serdecznie. Wzajemne przywiązanie łączyło go z panem Jarvie, pomimo różnych skłonności i sposobu myślenia. Kiedy się już uściskali po raz ostatni,
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/408
Ta strona została skorygowana.
— 402 —