siebie za ich właściciela, a mając żywo w pamięci nieżyczliwość stryjecznych moich braci nie mogłem oprzéć się wyobrażeniu, iż zagniewane ich cienie bronić mi będą przystępu do ojczystych progów.
Kiedym stał pogrążony w tych myślach, Andrzéj tymczasem stukał z całéj — siły we drzwi okna, wołając, aby mu otworzono, tonem groźnym rozkazującym, jak przystało na zaufanego sługę nowego dziedzica. — Po niejakim czasie Antoni Syddall, stary piwniczy i rządzca pałacu mego stryja, wytknął głowę przez małe okienko żelazną kratą opatrzone. I zapytał kto jesteśmy i czego chcemy?
— Przybyliśmy wyręczyć ciebie przyjacielu, — rzekł Andrzéj. — Możesz mi bezpiecznie oddać klucze, bo służba twoja już się skończyła; kredens i piwnica do mnie należeć będą. — Fortuna kołem się toczy; kto wczoraj był w górze, dziś na dół upada, a pan Syddall zajmie miejsce na ostrym końcu, gdzie niegdyś siedział biédny Andrzéj.
Kiedy na powtórzone kilkakrotnie rozkazy moje zamilkł w końcu nieznośny gaduła, wytłomaczyłem Syddallowi prawa, na mocy których żądam wydania własności, niegdyś do stryja mego należących. Starzec zdawał się mocno zasmucony tą wiadomośdą, i długo, acz pokornym i pełnym uległości tonem, odmawiał mi wejścia do domu powierzonego straży swojéj. — Szanowałem ten dowód wierności ku dawnemu panu, domagałem się jednak, aby mi otworzył, oświadczając, iż jeżeli dłużéj opierać się będzie, wezwę pomocy sędziego pokoju Constabla.
— Właśnie przybywamy z domu sędziego Inglewooda, — rzekł Andrzéj jakby dla poparcia pogróżki mojéj, — i spotkaliśmy w drodze Constabla Archie Rutledge. — Dzięki Bogu panie Syddall prawa dziś są szanowane; a papiści i buntowniki przestali już rej wodzić.
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/432
Ta strona została skorygowana.
— 426 —