Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/44

Ta strona została skorygowana.
— 38 —

jesteś jego dawnym znajomym i zdaje mi się, że go musisz bliżéj znać ode mnie, i...
— Ja proszę pana, — przerwał, — chciałem tylko powiedziéć, że się nadto narzuca ze swém godném towarzystwem.
Domówiwszy tych słów, skłonił się i wyszedł, a za jego przykładem rozeszli się wkrótce i inni goście.
Pożegnałem się z moim trwożliwym towarzyszem, droga bowiem wiodąca na wschód do Osbaldyston-Hallu, rozdzielała się w tém miejscu z głównym gościńcem. Zważając na ciągłe jego powątpiewanie o moim charakterze, wniosłem, że rozłączenie nasze nie musiało mu być bardzo przykrém; — co do mnie, wyznam, że kontent byłem niewymownie, bo tchórzostwo tego człowieka nudzić mię już zaczynało.






ROZDZIAŁ  V.
O jak mi miło, kiedy zobaczę,
Którą z Nimf pięknych, ozdób wyspy naszéj,
Jak się skokami rumaka nie straszy,
Śmiało nim zwraca i przez rowy skacze!
Polowanie

W miarę zbliżania się do starożytnéj siedziby mych przodków, powiększało się wzruszenie moje, bo téż i okolica stawała się coraz bardziéj romantyczną. Wolny od natrętnéj towarzysza mego gadatliwości, uważałem z upodobaniem różnicę między poprzednią drogą, a tą, na któréj znajdowałem się teraz. — Strumienie nie snuły się smutno i jakby drzemiąc między trzciną i wierzbami, lecz płynęły z szumem pod cieniem wesołych gajów, już spadając nagle