Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/441

Ta strona została skorygowana.
— 435 —

niebezpieczeństwa, — zniosła bez szemrania trudy i niedostatki, które nie każdy przenieśćby zdołał. — Pędząc dni w ciemném ukryciu, nocy na bezsenności, nigdy się nie skarżyła na losy, nigdy nie okazała, że cierpi. Słowem, panie Osbaldyston, córka moja godną jest tego Boga, któremu poświęcam ją w ofierze, jako jedyną i najdroższą własność moją na téj ziemi.
Umilkł, i rzucił na mnie spojrzenie, które niestety nadto dobrze zrozumiałem! Podobnie jak podczas chwilowego w górach Szkocyi spotkania, pragnął zniszczyć wszelką nadzieję, że Djana stać się może losu mego towarzyszką.
— Nie zabierajmy dłużéj czasu panu Osbaldyston, — rzekł znowu do córki swojéj, — ponieważ już go uwiadomiliśmy o położeniu naszém.
Prosiłem, aby zostali, oświadczając, że natychmiast biblijotekę opuszczę; ale Sir Fryderyk odpowiedział, że mógłbym przez to obudzić podejrzenie złośliwych, i że kryjówkę, którą sobie obrali, zaopatrzył Syddall we wszystko, co ku wygodzie ich służyć może.
— Łatwo nam było, — dodał w końcu, — pozostać w niéj tajemnie podczas pańskiego pobytu w tym zamku, gdybym nie uważał za powinność okazać nieograniczoną ufność, jaką pokładam w panu.
— Tak czyniąc, oddajesz mi sprawiedliwość hrabio, — odpowiedziałem. — Mało mię znasz jeszcze, ale pochlebiam sobie, że Miss Vernon może za mną złożyć świadectwo.
— Nie mam potrzeby słyszyć świadectwa córki mojéj, — przerwał Sir Fryderyk tonem pełnym grzeczności wprawdzie, ale zarazę dowodzącym, iż pragnął zagładzić pamięć przeszłych moich z Djaną stosunków.
— Wierz mi pan, że nigdy nie powątpiewałem o jego charakterze. Ale pozwól już, abyśmy się oddalili, — po-