Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/444

Ta strona została skorygowana.
— 438 —

ja, i odeszli oba, odebrawszy zalecenie, aby do siódméj rano nie przerywali mego spoczynku.
Smutne i rozpaczające myśli z nową siłą natenczas umysł mój dręczyć zaczęły. Napróżno starałem się je oddalić, — uczucia, z któremi dość mężnie walczyłem, kiedy przedmiot ich był daleko ode mnie, łatwo wzięły górę nad rozsądkiem, gdy ją ujrzałem na chwilę, i gdym pomyślał, że nie zadługo utracę ją na zawsze. Jeżeli szukając roztargnienia, wziąłem książkę w rękę, zdawało mi się, że imię Djany czytam w każdym wiérszu, — gdziekolwiek zwróciłem oko, wszędy postać jéj tylko widziałem przed sobą. — Żal i tkliwy smutek, to znowu miłość własna obrażona mniemaną jéj pogardą, miotały na przemian mém sercem. — Jakby w obłąkaniu mocnéj gorączki, przez długi czas biegałem szybkim krokiem z końca w koniec sali, aż nareszcie znużony, rzuciłem się na łóżko. Lecz napróżno wzywałem dobroczynnéj snu opieki, — napróżno zamknąwszy oczy leżałem długo bez najmniejszego poruszenia, — napróżno chcąc przerwać dręczące myśli, deklamowałem wszystkie wiérsze, jakiém umiał na pamięć; lub starałem się rozwiązywać najtrudniejsze arytmetyczne zadania. Wzburzona krew krążąc jak płynny ogień po żyłach moich, biła w pulsach z taką gwałtownością, że długo zdawało mi się, iż słyszę w oddaleniu silne i regularne uderzenia, jakby młota kowalskiego.
Wstałem i otworzyłem okno. — Chłód cichéj i pogodnéj nocy, spokojne światło księżyca, orzeźwiły stopniami strudzony mój umysł; a gdym się znowu położył, nie znacznie sen mnie ogarnął; ale okropne i przerażające marzenia przerywały go prawie bezustannie. — Jedno z nich, zwłaszcza do dziś dnia jest obecne mojéj pamięci. Zdawało mi się, że ja i Djana wpadliśmy w ręce okrutnéj Mac-Gregora małżonki, i z jéj rozkazu mieliśmy być strąceni