Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/61

Ta strona została skorygowana.
— 55 —

sło, któremu muszę być posłuszną, będąc tu jedynym reprezentantem całego niewieściego rodu.
To mówiąc wstała śpiesznie i odeszła. — Długo nie mogłem wyjść z zadziwienia nad jéj złośliwym dowcipem i śmiałą otwartością, ożywionych wyrazem pełnéj wdzięków twarzy? Łatwo się domyśléć, że jakkolwiek wydała mi się dziwną i nadzwyczajną, z tém wszystkiém zaledwo dwadzieścia dwa lata liczący młodzieniec, nie mógł być zbyt surowym sędzią pięknéj ośmnastoletniéj dziewicy. Wyznać nawet muszę, iż zaufanie miss Vernon pochlebiało mojéj miłości własnej, i że mimo jéj ostrzeżenia, przez zarozumiałość wiekowi właściwą, nietylko przypisywałem to zaufanie, tak powierzchownym jako i wewnętrznym moim zaletom, ale nadto odkrycie w niéj umiejętności wyboru przyjaciela, dało mi jeszcze jeden powód więcéj do uwielbiania pięknéj kuzynki.
Po wyjściu Djany, zaczęły szybko krążyć butelki. Dzięki wychowaniu zagranicą, daleki byłem od niewstrzemięźliwości w napoju, o którą dziś jeszcze słusznie poniekąd obwiniają moich ziomków. Brzydziłem się gorszącą rozmową, która w ustach bliskich krewnych, tem nieznośniejszą mi się wydawała; — upatrzywszy więc zręczną chwilę, wymknąłem się tylnemi drzwiami, nie wiedząc wprawdzie dokąd prowadzą, ale nie mogąc już znieść dłużéj widoku ojca, oddającego się wśród własnych dzieci tak haniebnemu zbytkowi. — Spodziéwałem się, że mię ścigać będą, jako zbiega z pod chorągwi Bachusa, uciekałem więc co tchu na dół po kręconych schodach: ale usłyszawszy tuż za sobą stuk ogromnych butów i wołanie: łapaj, łapaj, tu, tu! pomiarkowałem, że za chwilę wpadnę im w ręce, jeżeli się nie wydobedę na przestronniejsze miejsce. Spostrzegłszy więc w ścianie otwór na ogród niezbyt wysoko od ziemi, rzuciłem się przezeń bez namysłu, — i lubo usły-