Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/73

Ta strona została skorygowana.
— 67 —

— Bez wątpienia, — a wielu mniema, że taka zbrodnia po wszystkie czasy odznaczała tylko samych niepospolitych ludzi; — znajdziesz w tym kraju, a nawet niedaleko siebie mnóstwo takich, którzy uważają za czyn chwalebny wszystko, co Hannowerskiéj dynastyi zaszkodzić może.
— Moje zaś moralne jak i polityczne wyobrażenia tak wcale są odmienne.
— W rzeczy saméj zaczynam wierzyć, że masz prawdziwą presbiterijańską, a co gorsza Hannowerijańską duszę; — ale cóż zamyślasz przedsięwziąć?
— Zmyć z siebie natychmiast tę haniebną potwarz, — przed kim zaniesiono na mnie oskarżenie?
— Przed starym sędzią Inglewood, który rad nie rad musiał je przyjąć, lecz ostrzegł niezwłocznie stryja mego, radząc mu, jak się domyślam, aby pana co najrychléj wyprawił do Szkocyi, gdziebyś ze wszystkich sędziów naszych mógł żartować, — ale kochany stryjaszek wié dobrze, że religija, którą wyznaje, i dawne przywiązanie do króla Jakóba, wprawiły go w podejrzenie u dzisiejszego rządu, — i że gdyby go złapano na gorącym uczynku, mógłby utracić broń, a co gorsza, konie i psy nawet, jako papista, Jakóbita, a zatém niebezpieczna osoba.
— O! nie wątpię, że łatwiéj by mu przyszło poświęcić synowca, jak rozstać się z myśliwstwem.
— Synowca, synowicę, synów, córki, gdyby je miał, i całe plemie swoje! — I dla tego nie ufaj mu ani na chwilę i spiesz póki czas potemu.
— Tak, — jadę natychmiast, ale do tego pana Inglewood; — w któréj on stronie mieszka?
— Blisko pięciu mil ztąd; — w dolinie za tym gajem, gdzie widać wieżyczkę.
— Dobrze, — stanę tam za chwilę, — rzekłem, — zwracając konia.