— W saméj rzeczy, — odpowiedział poważnie Rashleigh: — chciałem usłużyć kuzynowi memu ile mojéj mocy; — wyznam jednak, iż nie rad jestem, że go tu spotykam,
— Jako przyjaciel i krewny, pan Rashleigh Osbaldyston, powinienby raczéj cieszyć się, iż mię znajduje w miejscu, gdzie obrona sławy mojéj nakazała mi stanąć niezwłocznie.
— To prawda, — ale zdaje mi się, że stosowniéj było oddalić się na czas pewien do Szkocyi, póki rzeczy nie dadzą się ułożyć w sposób zaspokajający....
Uniesiony, przerwałem, że interes mój nie cierpi zwłoki, że żadnych zaspokajających sposobów używać nie myślę, i ze pragnę sam odkryć tak niegodziwą potwarz, i zbadać prawdziwą jéj przyczynę.
— Pan Frank Osbaldyston jest niewinny, — odezwała się Dijana: — żąda być prawnie oczyszczonym; a ja podjęłam się mu pomagać.
— Ty piękna kuzynko? mniemałbym, że byłoby zarówno skutecznie, a daleko przyzwoiciej, gdyby obronę pana Franka Osbaldyston mnie tylko poruczono.
— Być może; ale wiész, że dwie głowy więcéj ważą jak jedna.
— A zwłaszcza taka głowa jak twoja, śliczna Dijano, — odpowiedział Rashleigh, — zbliżywszy się ku niéj, i ująwszy jéj rękę z tą poufałością, która go w oczach moich uczyniła stokroć szkaradniejszym, jak był w istocie. — Dijana odprowadziła go na stronę, a gdy po cichu rozmawiali, uważałem, iż odmawiał jakiéjś proźbie, czy z niechęci, czyli z istotnéj niemożności. — Sprzeczność wyrazu ich twarzy była uderzająca. Miss Vernon wpadała w coraz wyższą niecierpliwość; oczy jéj iskrzyły się gniewem; policzki zajaśniały żywą czerwonością; założyła na krzyż ręce, a stukając nogą o ziemię, zdawała się słuchać z po-
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/78
Ta strona została skorygowana.
— 72 —