dło, że ani Temis, ani Comus nie odjął mu pamięci o tém, co był winien piękności. — Cóż ja widzę! Djana Vernon, ozdoba dziewic naszych, najokazalszy kwiat Czeviotu, raczyła nawiedzić dom starego kawalera! A witaj że prześliczne dziéwcze! milsze dla nas przybycie twoje, nad pierwszą wiosny zieloność.
— Dom pański jest prawdziwie gościnny, szanowny sędzio! stoi otworem dla wszystkich; nikt nie spyta przychodnia, zkąd, i dokąd idzie?
— To hultaje! jak tylko skończą obiad, każdy w swoją stronę, — ale czemużeście wcześniéj nie przybyli? — Kuzyn wasz Rashleigh obiadował z nami, i zwyczajnie jako tchórz, uciekł zaraz po pierwszéj butelce; ale zapewne nie jedliście jeszcze? — Natychmiast każę coś przynieść tak delikatnego i dobrego, jak sama pani jesteś.
— Dziękuję mój sędzio; nie mogę długo bawić; przybyłam z kuzynem moim Frankiem Osbaldyston, i muszę mu pokazać drogę napowrót, bo inaczéj mógłby zabłądzić.
— Czy tak! — zawołał sędzia, — rozumiem, rozumiem
I pokazała mu drogę
Drogę... na ślub do kościoła.
a mnie starego nawet godzinką nie chcesz obdarować?
— Dziś niepodobna, — ale jeżeli wasza sędziowska mość odprawi natychmiast Franka i uwolni nas; w przyszłym tygodniu przyjedziemy ze stryjem, zajadać pańskie przysmaki.
— Zawsze są dla was gotowe, zawsze moja perło droga! — co zaś do sprawy pana Franka, wszystko już ukończone; zaszła tam jakaś pomyłka w oskarżeniu, którą się późniéj wyjaśni.
— Za pozwoleniem panie sędzio, — rzekłem, — ale ja dotąd nie wiem co mi zarzucają?