Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/88

Ta strona została skorygowana.
— 82 —

złożę rękojmię, któréj sędzia odmówić nie może bez ściągnienia na siebie surowéj odpowiedzialności.
— Proszę mi wybaczyć mój panie, — rzekł niezmordowany pisarz, — jest to przypadek, w którym rękojmia nie ma miejsca; tak chce ustawa z roku trzeciego panowania króla Edwarda, która wyraźnie dobrodziejstwa rękojmi odmawia każdemu, kto popełnił zbrodnię stanu, lub do jéj popełnienia jakimkolwiek sposobem należał. Wielmożny sędzia przyznać raczy, że w takim razie rękojmia ani słowna, ani na piśmie, przyjętą być nie może.
Kiedy to mówił pan pisarz, oddano mu list, na który ledwo rzucił okiem, wnet udając powagę człowieka obarczonego interesami, wykrzyknął:
— Wielki Boże! nie dają czasu pomyśleć ani o moich własnych, ani o publicznych sprawach! — nie mam chwili spoczynku! — gdybym przynajmniéj mógł trzymać do pomocy, jaką godną zaufania osobę!
— A niechże Bóg broni! — rzekł sędzia, — czyliż nie dosyć jednéj na moją biédę?
— Wezwany jestem w bardzo pilnym interesie.
— Czy znowu jaka sprawa? — przerwał zatrwożony sędzia.
— Nie, — odpowiedział Jobsohn poważnie, — jest to mój osobisty interes; — stary Gaffer Rutledge z Grimes-Hall, odebrawszy pozew przed sąd tamtego świata, wyprawił umyślnego do doktora Kildown, prosząc o rękojmię; a drugiego do mnie, abym ułożył doczesne jego rachunki.
— Spiesz więc coprędzéj, — zawołał skwapliwie sędzia, — bo może śmierć nie przyjmie rękojmi doktora.
— Ale obecność moja i tu jest potrzebna, — rzekł Jobsohn postępując zwolna ku drzwiom, — rozkaz uwięzienia zdałoby się napisać, a konstabl czeka tylko na zawołanie; — wié pan, — dodał ciszéj nieco, — jaka jest