opinia pana Rasleigha... reszty usłyszéć nie mogłem; lecz sędzia odpowiedział głośno:
— Mówię ci że nie, nie, i jeszcze raz nie; wstrzymamy się do twego powrotu; — tymczasem przybliż butelkę panie Morris, — bądź dobréj myśli panie Osbaldyston; a pani, mój pączku róży, przyjmij choć jeden kieliszeczek na ożywienie prześlicznéj twarzyczki.
Djana przez cały przeciąg rozmowy, zdawała się być pogrążoną w głębokiém zamyśleniu; ocknąwszy się zeń jak ze snu, rzekła:
— Nie, mój kochany sędzio, lękam się ożywić tę część mojéj ślicznéj twarzyczki, na któréj czerwoność nie wiele przydaje wdzięku; — przyjmuję jednak wasze wezwanie.
To mówiąc wypiła szklankę wody z pośpiechem, który zdradził udaną jéj wesołość.
Zniecierpliwiony odwłoką méj sprawy, nie zwróciłem uwagi na widoczną niespokojność miss Vernon; sędzia nie chciał się tknąć niczego w nieobecności pisarza, któréj tak pragnął jak student wakacyj. Napróżno usiłował rozweselić gości swoich, każdy z nich miał swoje do zmartwienia powody.
— No i cóż panie Morris, — zawołał, — alboż tobie piérwszemu zdarzyło się spotkać zbójców na drodze? żal próżny nie powróci straty. — I ty panie Osbaldyston nie piérwszy z młodych trzpiotów, co to lubią żartem sięgnąć do cudzéj kieszeni. — Przypominam sobie, że w młodości mojéj znałem Jacka Winterfield; miał on wstęp do pierwszych w kraju naszym towarzystw, piérwszym był na wyścigach konnych, piérwszym na kogucich batalijach. Żyłem z nim tak ściśle, jak rękawiczka z ręką... — Przysuńno z łaski swojéj butelkę, bo ciężko opowiadać na sucho. — Kto z kim, mówi przysłowie, a ja z biédnym Jackiem; razemeśmy żyli, i razem pili; humor dobry, oko żywe, serce na ustach, słowem, był to uczciwy chłopak; — zrobił
Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/89
Ta strona została skorygowana.
— 83 —