Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/91

Ta strona została skorygowana.
— 85 —

mój znajomy pan Campbell, (był to bowiem ten sam Szkot którego spotkałem w Darlington), upraszam więc W-go sędziego, aby raczył natychmiast wziąść ją na uwagę. — Spodziéwam się, panie Morris, — dodał rzucając na niego wzrok ponury i srogi, — spodziéwam się, że mię poznajesz, i żeś nie zapomniał o tém, co zaszło od ostatniego naszego spotkania.
Morris osłupiał, zbladł jak chusta, zęby mu dzwonić zaczęły i zdawał się na pół umarły ze strachu.
— Nuż więc, — rzekł daléj Campbell, — nie trać-że serca, i przestań klektać zębami jak bocian na gnieździe, nie widzę czemubyś nie miał powiedziéć panu sędziemu, że mię znasz jako uczciwego człowieka, udajesz się do mojéj ojczyzny, może więc będę miał sposobność wyrządzić panu podobnąż przysługę.
— Tak... tak, — rzekł Morris, — w rzeczy saméj uważam pana za uczciwego człowieka mości sędzio — dodał zdobywając się jak mógł na śmiałość, jest to istotnie zacny obywatel.
— Dobrze, — ale czegóż chce ode mnie ten zacny obywatel? odpowiedział sędzia niecierpliwie; — jeden drugiego rekomenduje jak w komedyi Dom Jakóba, a żaden nie przystępuje do rzeczy; — mówże sam jaki masz interes, albo idź sobie, i daj mi święty pokój.
— Powiem natychmiast, — rzekł Campbell, — i przyniosę ci pokój panie sędzio, za którym tak wzdychasz; przybyłem aby panu skrócić pracę, ale nie przedłużyć.
— A! kiedy tak, to bądź więcéj pożądanym gościem niż ktokolwiek ze Szkotów dla Anglika! — Słucham cóż mi chcesz powiedzieć.
— Zapewne ten jegomość musiał zeznać przed panem, iż niejaki Campbell był przytomny nieszczęśliwemu przypadkowi, jakiemu uległ ulubiony jego tłomoczek.