Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/94

Ta strona została skorygowana.
— 88 —

— Mac Callummore, którego w Anglii nazywają księciem Argyle.
— Znam dobrze księcia Argyle; jest to pan ze wszech miar zacny przywiązany do swojéj ojczyzny. — Byłem jednym z tych, którzy przeszli na jego stronę, kiedy księciu Marlborugh dowództwo odebrał; rad bym aby wszyscy wielcy nasi panowie byli jemu podobni; uchodził podówczas za gorliwego Torysa i żył brat za brat z Ormondem — dziś, podobnie jak i ja pojednał się z istniejącym rządem, jedynie przez wzgląd na dobro i spokojność kraju; — bo nie mogę wierzyć co mówią złe języki, iż to uczynił przez bojaźń utracenia urzędu swego i pułku, którym dowodził. Świadectwo pańskie jest ważne: dostateczne; a teraz cóż nam powiecie o téj grabieży?
— To tylko szanowny sędzio, że pan Osbaldyston tyle winien, ile nowonarodzone dziecko; osoba którą pan Morris wziął za niego, była nietylko znacznie niższego wzrostu, ale nawet zupełnie odmiennéj twarzy; ujrzałem ją bowiem w chwili gdy opadła maska, — spodziéwam się zaś, — dodał spoziérejąc surowo na Morrisa, — iż ten pan niezaprzeczy, że mogę lepiéj niż on sądzić o tém co zaszło, bom nie stracił tak jak on przytomności na sam widok łotrów.
— Tak jest rzeczywiście, — rzekł Morris usuwając się w tył, gdy ujrzał że Campbell zbliża się ku niemu, chcąc go zapewne skłonić do prędszéj odpowiedzi; — gotów jestem, — dodał obracając mowę do sędziego, — cofnąć moje zeznanie co do pana Osbaldyston, i upraszam abyś pan dozwolił jemu i mnie udać się niezwłocznie w dalszą drogę; pan Campbell może tu jeszcze zostanie, ja zaś nie mam chwili do stracenia.
— Cała więc pańska skarga dzięki niebu! na nic już nie jest potrzebna, — rzekł sędzia rzucając ją w ogień. —