Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/98

Ta strona została skorygowana.
— 92 —

— Jestem tego pewną, — gdyż wątpię, czyby przybył jak raz w najpotrzebniejszéj chwili, gdybym przypadkiem nie spotkała Rashleigha w domu sędziego.
— A więc cała moja wdzięczność pani się należy piękna moja wybawicielko?
— Być może; ale pamiętaj pan, żeś mi już złożył powinne dzięki, i że już je przyjęłam z miłym uśmiéchem; — nie mam zwyczaju słuchać podziękowań, chyba wtenczas, kiedy mię bezsenność napadnie: krótko mówiąc panie Frank, chciałam ci być użyteczną, i znalazłam szcześliwą chwilę, a teraz proszę cię tylko o jedną łaskę, to jest; abyś mi nigdy więcéj o tém nie wspominał. — Ale któż to pędzi ku nam z takim pośpiechem? krew pryska z boków konia i z twarzy jeźdźca; — wszakto podobno ów filar prawa, zacny pisarz sądu.
Był to w rzeczy saméj pan Józef Jobsohn spieszący z całéj siły, i w najgorszym humorze; — jak tylko zrównał się z nami, zatrzymał konia i zawołał:
— Jakimże to sposobem mój panie? — jak to Miss Vernon?... A! wiém już co to znaczy, — rękojmia otrzymana w czasie mojéj niebytności, — dobrze, dobrze, — chciałbym wiedziéć kto akt napisał? — Jeżeli pan sędzia tym sposobem postępować będzie, to niech sobie szuka innego pisarza; bo co do mnie, będę prosić o uwolnienie.
— Panie Jobsohn, — rzekła Djana; — nie radzę panu powtarzać téj pogróżki przed sędzią, bo może pana uchwycić za słowo: — ale jakże się ma dzierżawca Rutledge? spodziewam się, że miał dosyć siły do podpisania testamentu.
To zapytanie jeszcze bardziéj rozgniewało prawnika: — spoglądał na Miss Vernon z taką złością i wzgardą, że uczułem w sobie wielką chętkę nagrzać mu dobrze plecy