Strona:Walter Scott - Rob-Roy.djvu/99

Ta strona została skorygowana.
— 93 —

narapem, który miałem w ręku: wstrzymałem się jednak przez wzgląd na nikczemność téj facyjaty.
— Dzierżawca Rutledge moja pani, — rzekł pisarz, — jak tylko odzyskał gniewem przytłumioną mowę; — dzierżawca Rutledge nigdy się lepiéj nie miał jak dzisiaj, — jest to zdrada, podejście, — jeżeli Miss nie wiedziała o tém wprzódy, to niech się teraz dowié.
— Czy to być może! — zawołała Dijana, — udając jak największe podziwienie; — nie, — to niepodobna panie Jobsohn.
— Jakto niepodobna moja pani? — tak jest rzeczywiście; — jeszcze ten gbur śmiał mię nazwać wydrwigroszem moja pani; i dodał, że ja czatuję na cudzą kieszeń moja pani, — a taka przymówka tak dobrze jak i do wszystkich moich kolegów może być zastosowana; w oczy tak mnie nazwał moja pani, mnie, który zostałem pisarzem sądów pokoju, na zasadzie prawa Trigesimo septimo Henrici octavi et primo Guilelmi zapadłego; — króla Wilhelma mówię, sławnéj i wiekopomnéj pamięci monarchy, który nas oswobodził od Papistów i Pretendentów, szanowna pani.
— No proszę, — co to za śmiałość tego pana dzierżawcy? — rzekła Djana, — czyniąc sobie igraszkę z gniéwu pisarza; — któż wié nawet czy Gaffer Rutledge poprzestał na słowach? a może jeszcze w zapędzie zuchwałości ośmielił się podnieść rękę na...
— Niepodniósł ręki na mnie moja pani? — On-by się ważył mię dotknąć? — jeszcze ten się nie urodził, coby mię śmiał palcem ruszyć, moja pani.
— Panie Jobsohn, — nie radzę ci być tego przekonania, — rzekłem, — wasze odpowiedzi kobiecie zacnego urodzenia, są tak nieprzyzwoite, że jeżeli nie zmienicie tonu natychmiast, znajdzie się ktoś taki, co wam przytnie języka.