dobrodziejstwu które suchym żarem sypie się zgóry. Mieszkańcy natomiast centralnych ulic chętnie kryją się w chłodnych wnętrzach, drżą przyjemnie pod prysznicami, czytają książki wyciągnięci w wannach, chłodzą się i do wewnątrz, słowem, unikają najmniejszego promyka, neurastenizują się po kątach, rozleniwieni. Między temi dwoma rodzajami o tak odmiennych upodobaniach tłoczy się w kurytarzach ulic, brodzi po miękkich asfaltach przeciętny żywioł roboczy, któremu obowiązek dnia nie popuszcza, dozwalając jedynie na szprycowanie zakatarzonych żołądków gazowanemi napojami, lub czasem zwolni nieco ucisku i pozwoli wymknąć się spoconemu fajdanikowi na tak zwaną plażę. Tutaj wyroiła się mieszanka ludzi, których nagość i potrzeba wyrównała społecznie, i tylko bystre oko oddzieli dziewkę od manucurzystki, złajdaczonego lumpiarza, który przyjechał tu z nocy „na przyrodę“, od jakiegoś pana Cuchniaka, który ma skład apteczny na Kruczej... Oko to odróżni zawodowego próżniaka od urlopowicza, a być może nawet, jeśli to oko jest doprawdy bystre, odróżni złodzieja od alfonsa. Cała ta wysypka bardzo plugawi szlachetną rzekę, włóczy się bezkarnie po osłabionym mieliznami żywiole, wypróżnia się pod wodą, czasem znów tonie. krzyk... łódź z drągami, notatka w gazecie... Szkoda również człowieka.
Strona:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.