Tom II „Dwudziestu lat życia“ nie został przez Uniłowskiego napisany. Poza obszernym rozdziałem, drukowanym p. t. „Na dole“ w nr. 730 „Wiadomości Literackich“, pozostały jedynie drobne fragmenty oraz plan całości. Dajemy je na tem miejscu.
Ubranko już tylko krojem przypominało owe czasy bajeczne. Przemiana opatrzyła je stemplami: — jakieś wapienno‑ceglaste plamy, wysiepane łokcie, zwisająca na plecach patka, naddarte i podprute zakładki oraz ślady po wielu bezużytecznych guzikach, ubranko bowiem wykonane było modnie i wymyślnie. Sam Kamil już trochę wyrósł z niego, a przytem spodenki po kolana sprawiały że całość zdawała się być kusa. Dopełniała tego furażerka, ów nieszczęsny harcerski pierożek z orzełkiem o jednem skrzydle, naciśnięty na prawe ucho, powód do drwin towarzyszy nadwiślańskich. Przypatrując się swemu odbiciu w oknie wystawowem, obciągając kusą kurtkę, podniecony oczekiwaniem, Kamil rozmyślał chaotycznie że oto znów wydostanie się z zaułka gdzie go zagnał los, że już wkrótce, a może nawet za chwilę, wyskoczy w czysty świat. Ubranko zwinięte w kłębuszek razem z pierożkiem podrzuci się byle gdzie. Włosy trzeba podstrzyc, zwłaszcza styłu, bo zachodzą na kołnierz.
Odszedł wolno od wystawy, usiadł na podmurowaniu i oparty plecami o kraty dzielące plac Żelaznej Bramy i ogród Saski, zapatrzył się w tłum falujący między straganami, w mroczne wnętrze hali, z którego wyłaniali się ludzie o twarzach zagapionych lub osnutych troską i niezdecydowaniem, rozglądający się, potrącający wzajemnie. Od tego mrowia bił w niebo gwar kupieckich okrzyków i namiętnych targów, dzwonki przepełnionych tramwajów i głuchy łoskot furgonów, unosiła się mocna woń ludzkiej potrzeby, atmosfera podgrzana późnem popołudniem czerwcowem, parna i gęsta, owocowa i soczysta. Kamil kupił sobie wilgotną torebkę truskawek, znów przysiadł i żuł owoce wypatrując niespokojnie swego anioła‑wybawcy. Po niebie wlokły się czarniawe dymy wędrujące aż do wolskich fabryk, małpowały niewidoczne o-