Niedaleko od prawdy leży pogląd, że impulsem wszelkiej twórczości jest bunt przeciw rzeczywistości, przeciw aktualnym normom moralnym, przeciw istniejącemu układowi stosunków. Mniejsza zresztą o termin. Nazwiemy to buntem, protestem, czy tylko dezaprobatą, w każdym wypadku czynnikiem uruchamiającym będzie przeciwstawienie się teraźniejszości. Otóż jeżeli chodzi o Uniłowskiego, — rzecz zdumiewająca i wypadek niezwykle rzadki, — nie znajdujemy ani w jego utworach, ani w nim samym najwątlejszej bodaj dążności do reformatorstwa, najmniejszej chęci burzenia czy przebudowy istniejącej rzeczywistości. Przeciwnie, nawet krytykując czy ironizując, nie umiał pozbyć się wobec niej ciepłego uśmiechu i tej nuty sentymentu, która brzmiała w jego głosie nawet wtedy gdy przejeżdżając ulicą Świętojerską wołał: „Patrz, patrz, to te okna, okna wspólnego pokoju“... Albo gdy zatrzymywał się przed czynszową kamienicą na Leszczyńskiej, objaśniając, na którem piętrze kto mieszkał. Ileż serdeczności było wówczas w jego wesołych oczach!
Jakkolwiek wielu może się to wydać twierdzeniem ryzykownem, nie dla zaskoczenia czytelnika, lecz z najgłębszego przekonania powiem że Uniłowskiego uważałem zawsze i dziś uważam za konserwatystę. Nie znałem wśród pisarzy nikogo, umiejącego w tym zwłaszcza wieku zdobyć się na taki umiar, na tak dojrzałą powściągliwość w ocenie układu i przemian społecznych. Jeżeli nasz świat nie był dlań najlepszym ze światów, napewno też nie był najgorszym. Swój pogodny optymizm opierał na przeświadczeniu, że ludzkość drogą wprawdzie powolnej lecz
Strona:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.