Strona:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

No i zaczął opowiadać. Całkiem swobodnie, lekko, śmiejąc się. Jak to on był piccolem. W lokalu, gdzie wtedy bywała cała literatura, prasa, teatr, malarja. To była era „Astorji“. Duży stół pod ścianą w sali na lewo. A przy stole wieczorami same nazwiska, firmy, sławy, znakomitości. Opiekę nad stołem miał sędziwy „pan Antoni“ a przy panu Antonim i taki mały, tęgi, zwinny, inteligentny podrostek, który lubił namiętnie podsłuchiwać, co tam mówią literaci i artyści, i podkształcał się a potem — samouk — sam zaczął sobie swoje ciężkie życie spisywać...
Z początku to opowiadanie Uniłowskiego wydało mi się wprost niewiarogodne, ale potem potwierdzono mi tę „Astorję“ jego historję z różnych stron i uwierzyłem. Cieszyłem się że wyjechał do Brazylji. Z wielkiem zaciekawieniem śledziłem jego linję życiową i rozwojową. Jakże łatwo i szybko wyszedł ze sfery i z atmosfery „Wspólnego pokoju“. Jak gładko osiągnął pełnię dojrzałości pisarskiej już w tym choćby opisie podróży brazylijskiej. To nie były tylko zapowiedzi, to były już dzieła rozkwitłej mocy. Po dickensowskich początkach („Oliver Twist“) mógł się dalej rozrosnąć właśnie w polskiego Dickensa. Nie miał w swej indywidualności żadnych obciążeń partyjnych ani obroży ideologicznej, patrzył na świat bardzo zgóry i bardzo zdaleka przez jakieś bardzo mocne szkła. Dar miał przy tem nieoceniony, to jest humor, i to właśnie ni stąd ni zowąd... angielski, powtórzmy upornie: dickensowski, nieco cierpki i gorzkawy, ale nigdy nie jadowity i nie... deprymujący.
Wielka szkoda! Wielka strata! Dużo teraz jest młodych talentów narratorskich, ale jakoś krótkooddechowych i częstokroć antypatycznych. Czuje się i podejrzewa, że kiedy opowiedzą swoją młodość i wywloką coraz to nowe obrzydlistwa, wnet nie będą mieli już nic więcej do powiedzenia. Uniłowski raz rozprawił się krótko i mocno z nędzą i niedolą swej młodości i zaraz potem roztorzył skrzydła do szerokich lotów. On jeden mógł dać rzeczy całkiem niezależne i doskonałe a nie z ducha bolszewickiego. Śmierć-okrutnica zdławiła i zgniotła