Dzwonek ciągle dygotał w ciszy. Na ulicy zastukotał kobiecy, drobny kroczek i wślad za nim ciężkie stąpanie. Do wnęki wpadła kobieta w chustce. Na ulicy zamajaczyła chwiejąca się postać mężczyzny w kapeluszu. Kobieta szepnęła w ciemności:
— No chodź, na co czekasz... Ale nie zaraz... tutaj ktoś jest... Czego się czaisz, pętaku... wynoś się, bo ci ten pan wyłoi...
W bramie zaskrzypiały drzwi, przez szpary błysnęło światło, rozległo się charczenie, i zaszurgotały opieszałe kroki. Kobieta chwyciła mężczyznę pod ramię i pociągnęła go na przeciwległy trotuar. Zachrobotało w zamku, i w uchylonej bramie pokazał się siwy, zaspany łeb stróża.
— Cegoj?
— Ja do pana Czajkowskiego.... Niech pan wpuści.
— Bedzies o te pore w odwiedziny chodził, to cie na łeb ze schodów zwalą... Tędy o... na drugiem piętrze, pod piątem.
To był ten sam stróż, z okresu szkoły pani Skucz. Kamil pragnął mu się przypomnieć, ale jak najprędzej pragnął zobaczyć Czajkowskiego. W ciemnościach piął się po skrzypiących schodach, chwilę rozpamiętywał pod drzwiami na pierwszem piętrze, serce mu biło, zdawało się huczeć między piętrami. Tutaj, za temi drzwiami, drzemały wrzaski współtowarzyszy tego okresu bezbarwnej wegetacji, zanim los nie porwał Kamila między wiry, które ciągle zdają się nie mieć kresu. Ale bliskość Czajkowskiego nie dopuszczała do rozpamiętywań. Na palcach wbiegł na drugie piętro i zatrzymał się zdezorjentowany. Drzwi było troje i w ciemnicy nie mógł dojrzeć numeru. Chwilę stał zdesperowany, kiedy nagle za drzwiami po lewej stronie zachrypiał gramofon, wrzawa oklasków i zmieszanych głosów buchnęła na schody, i wszystko zakołysało się pod Kamilem od tej niespodzianej wrzawy. Zastukał mocno w te drzwi i zaraz posłyszał pijany i radosny, męski głos:
— To Heniek, jak Boga kocham!... mówiłem przecież...
Strona:Wiadomości Literackie 5 XII 1937 nr 50 (736) wybór.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.