Wsi roskoszna! nie miały równey nasze niwy,
Gdzie był pasterz przy zdrowiu w dostatkach szczęśliwy,
Którę Wiosna naypierwszym ozdabiała kwiatem,
Gdzie zieloność niechętnie uchodziła z latem;
Wy słodkiey niewinności przyiemne murawy!
Gdzie ieszcze dziecko, wszystkie lubiłem zabawy.
Jakżem często kwieciste łąki te przebiegał,
Gdziem w mierności naytrwalszą szczęśliwość postrzegał;
Nieraz mnie rzecz naymnieysza z osobna bawiła:
Rola dobrze uprawna, lub chatka pochyła,
Ow młyn którego strumyk ten obracał koła,
Na bliskim wzgórku wieża skromnego kościoła,
Te siedzenia, co Lipy cień pokrywał świeży,
Swiadki rozmów staruszków, miłostek młodzieży.
Jakże byłem wesoły, kiedy dzień nadchodził,
Który zabawą prace tygodnia osłodził,
A młodzież wieyska wolna od pługa i radła,
Pod rozłożystém drzewem do zabaw zasiadła.
Rozliczne gry natenczas tam widzieć się zdarzy,
Ubiegaią się młodzi, gdy się patrzą starzy.
Już to na miękkiey trawie biegaią w zawody,
Okazuią swą zręczność i siły dowody;
Gdy niesmak w powtarzanych zabawach powzieli
Zaraz nowey uciechy szukaią weseli.