Miło zapewne będzie szanownym czytelnikom i czytelniczkom, jeżeli bez wszelkiej przedmowy i zwykłych ceremonij autorskich, zapoznam ich od razu z niepospolicie przyzwoitym młodzieńcem, którego przygody, według własnych jego zeznań spisane i należytemi komentarzami objaśnione, powierzam niniejszem prasie drukarskiej pod tytułem po części — przyznaję się — naśladowanym z fejletonów Dziennika Poznańskiego. Jednę tylko małą zrobiłem zmianę — zamiast „Emigrant“ napisałem „Koroniarz w Galicyi“, bo wolno może Koroniarzowi uważać się za „emigranta“, gdy jest po tej stronie kordonu, ale nie wolno Galicyaninowi nazywać emigrantem nikogo, kto przybywa z Królestwa, z Poznańskiego, z Prus, z Litwy, z ziem Zabranych. Polak w polskim kraju nie może być tak nazywanym, i sam siebie tak nazywać nie powinien, chyba że jest przypadkowo niemieckim Grafem i że mu się daje w znaki nietolerancya instytutów kredytowych, urzędujących w niezrozumiałym dla niego języku polskim. Taki Graf jest tutaj prawdziwym emigrantem, nieszczęśliwą istotą, pozbawioną towarzystwa ludzi, pokrewnych jej wyobrażeniami, mową i obyczajami, skazaną na obcowanie chyba z pensyonowanemi landsdragonami od ś. p. urzędów cyrkularnych lub Büchsenspannerami wielkich panów — bo innych Niemców nie wiele znajdzie się w Galicyi.