Ktokolwiek miał kiedy przed sobą perspektywę przespania się na ławeczce w ogrodzie, lub według okoliczności w kordygardzie, ten przyzna, że nicby mu nie mogło być przyjemniejszem, jak ujrzeć nagle dwie piękne damy, zapraszające go uprzejmie, by szedł z niemi i przyjął u nich schronienie. Nie jeden wolałby może, ażeby Opatrzność przystępowała w takich razach w liczbie pojedynczej, ale p. Artur nie czuł w tj chwili najmniejszej urazy do losu w ogólności, a do autonomii galicyjskiej w szczególności, za to, że go obdarzyły aż dwiema naraz opiekunkami.
Miał on do tego tem mniej powodu, gdy obydwie jego wybawczynie, choć mocno różniące się wiekiem, były zarówno powabne. Starsza, słuszna szatynka o bardzo dużych i bardzo czarnych oczach, przecudnie oprawnych, miała płeć śnieżnej prawie białości, nosek cokolwiek zadarty i owe dołki w policzkach, które według znawców, same przez się zawierać mają miliony innych wdzięków, a które na każdy sposób świadczą przynajmniej korzystnie o pełności i zaokrągleniu wszystkich kształtów, mniej podpadających powierzchownej krytyce, a jednak potrzebujących pełności i zaokrąglenia. Młodsza wybawczyni pana Artura była zaledwie podlotkiem, twarzyczka jej świeża, jak rozkwitający się właśnie pączek, składała się z najregularniejszych w świecie rysów, włosy miała bardzo jasne a oczy niebieskie, patrzące w świat jakby dwa znaki zapytania, położone przez ciekawego komentatora przy niezrozumiałym jakim frazesie. Jeden z powieściopisarzy kolegów moich twierdzi, że niema nic bardziej zachwycającego, jak takie oczy, niby trochę zagapione, a niby zdradzające, że wiedzą, na co patrzą.
P. Artur Kukielski był także zachwycony, a to pojawienie się tych dwóch piękności w ogóle, jakoteż dotkniętemi powyżej szczegółami, że zapomniał na chwilę o własnej swojej osobie i w krótkości tylko opowiedział, iż jest powstańcem, pochodzi z Królestwa, zmuszony jest ukrywać swoje właściwe nazwisko i podpisuje się tymczasem pseudonimem: Jan Wara. Nie omieszkał atoli dać do zrozumienia swoim opiekunkom, że mają do czynienia z człowiekiem
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/147
Ta strona została przepisana.