Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/164

Ta strona została przepisana.

wraz z woźnicą p. Asakasowicza. Chciał się wrócić z reklamacyą do klucznika, ale ten odszedł już był, zamknąwszy wszystkie rygle i kłódki za sobą. Francuzkie przekleństwa Artura, wygłoszone przez „wizyterkę“ (okienko w drzwiach), przebrzmiały bez skutku i zmięszały się dziwacznie z kocią muzyką, wyprawioną przez „Zuzüglerów“, z których jeden śpiewał: „Wesoły car“, drugi „Bartosza“, a trzeci wygrywał na grzebieniu jakieś tak niemożliwe melodye, że wszystkie kundysy, pudle i pincze z całych Błotniczan zbiegły się były pod okno i głośno objawiały swoje ukontentowanie — jak gdyby były recenzentami Organu demokratycznego, przypuszczonymi gratis na przedstawienie Halki we Lwowie.
Pan Artur zmierzył swoich towarzyszy niedoli wzrokiem jawnego nieukontentowania i wierny swojemu charakterowi wicehrabiowskiemu z jednej, a majorskiemu z drugiej strony, zawołał:
Voulez vous bien vous taire, sacrée canaille?
— A to co za Frajcuz? — odezwał się jeden z Zuzüglenów.
— Cicho — zreflektował go drugi — to jakiś porządny człowiek, kiedy go tu zamknęły te ..... (tu nastąpił epitet tak drażliwy dla moich lojalnych nerwów przedlitawskich, że wolę go nie powtarzać).
— Olla Boga! — ciągnął dalej pierwszy — pięknie mi porządny! Tać przypatrz mu się lepiej, wszak to ta Kukiełka z marymonckiej mąki, coś to musiał dla niego zleść ze szkapy pod Zulinem, bo się paniczowi nie chciało iść piechotą, a swego konia stracił.
— Ba, i musiał stracić — uzupełnił drugi Züzugler — przez dwa dni ani jeść, ani pić mu nie dał; panicz nie mógł się obejść bez stangreta. Słuchajno jegomość — rzekł zwracając się do skonfnndowanego nieco tą sceną pana Kukielskiego — jak ty śmiesz nas nazywać kanalią? Czy ty lepszy od nas, czy my nie bijemy się za wolność i za równość?
— Wolność i równość swoją drogą — odciął się chybiony książę — a podwładny powinien zawsze szanować przełożonego. Słuszaj! Ruki pa szwam!