— Monsieur — rzekła piękna askultantka dosyć dobrym akcentem francuzkim — voilá Mr. Finkmann, le chef politique de l'endroit. (Tu pan naczelnik ukłonił się z wielką powagą, na co p. Artur odpowiedział z zupełną kurtoazyą). C'est une grande ganache[1] — dodała, a p. Finkmann skłonił się jeszcze grzeczniej — mais aussi, c'est le plus grand coquin de Błotniczany.
— Ja, ja, in Błotniczany — potwierdził kłaniając się p. naczelnik. Pan aptekarz uważał także za stosowne ukłonić się p. naczelnikowi i Arturowi, a ten ostatni nie pozostał w tyle z grzecznością.
— C'est un misérable — prawiła dalej niepomna swej misyi dragomanka.
— Oh, ganz miserabel, ein miserables Nest! — chwycił p. naczelnik, uszczęśliwiony, że rozumie francuzku.
Po tych przedwstępnych komplimentach, przedłożono p. Arturowi pytanie, jakim sposobem i dlaczego p. Henri de la Roche–Chouart, vicomte de Tournebroche i t. d. znalazł się na wózku szlachcica galicyjskiego, o ćwierć mili od Błotniczan? JW. wicechrabia odrzekł, że wojażując dla swojej przyjemności, zrobił znajomość z p. Asakasowiczem i zamierzał udać się z nim razem do jego majątku. P. Finkmann nie mógł zaprzeczyć, że wersya ta jest dość prawdopodobną, ale wydawało mu się rzeczą trudniejszą do wytłumaczenia, dlaczego p. Aksakowicz na widok żandarma znikł z bryczki, i dlaczego żandarm słyszał pana wicehrabiego klnącego po polsku, skoro on nie umie tego języka? Panna aptekarzówna dodała ze swojej strony, że panu wicehrabiemu trudno będzie zapewne odpowiedzieć na te pytania ku zadowoleniu p. Finkmanna, że to jednak nic nie szkodzi, bo poczyniono
- ↑ Ponieważ nie mam pewności, czy słowa powyższe nie dostanie się do uszu p. Finkmanna. i ponieważ człowiek nie wie, jakie protokoły czekają go jeszcze w tem doczesnem życiu, wolę tę część rozmowy zostawić w oryginale i wstrzymać się od tłómaczenia.
(Przyp. autora).