już wszystkie kroki, by p. Finkmanna uwolnić od potrzeby prowadzenia dalszego śledztwa ze znajdującymi się w jego ręku więźniami. Pewne wesołe towarzystwo podjęło się było zaprosić na wino c. k. woźnego, który był oraz w posiadaniu kluczów od więzienia powiatowego, a gdy dygnitarz ten przy okazyach tego rodzaju nie zwykł był hamować swego pragnienia, i gdy wino za staraniem pomocników aptekarza miało być zaprawione jakimś środkiem mocno usypiającym, więc błotniczańska filia Rządu Narodowego miała nadzieję, że tego wieczora będzie mogła wyręczyć c. k. urząd w dozorze nad więźniami, i że jej się uda oszczędzić c. k. skarbowi kosztów transportowania ich do Iglawy.
P. Artur był niezmiernie zachwycony tą wiadomością, bolało go tylko, że jego kuferek, torba podróżna i t p. efekta zostaną w posiadaniu p. Finkmanna. Ale snać sprężystość organizacyi narodowej w Błotniczanach nie znała żadnych granic, i stanowiła chlubny kontrast z komisyami lwowskiemi, które ekspedyowały p. Artura. Zaraz gdy go przywieziono przed budynek urzędu powiatowego, poznikały były z wózka wszystkie jego pakunki: policya narodowa myślała bowiem, że zawierają broń, i skonfiskowała je natychmiast, wkładając na ich miejsce spory transport kamieni, zamknięty w jakąś starą skrzynkę. P. Finkmann, którego bacznemu wzrokowi nic ujść nie mogło, kazał później w swojej obecności rozłupywać wszystkie te kamienie, by się przekonać, czy nie mają wewnątrz jakich wydrążeń, i czy nie zawierają rzeczy podejrzanych.... ale poszukiwania te były bezskuteczne. P. Artur miał tedy wszelką nadzieję odzyskania swoich efektów podróżnych, i po raz pierwszy pomyślał sobie przy tej sposobności, że w Galilei znajdują się, między innymi, także i porządni ludzie.
Protokół skończył się prędko. P. Artur oświadczył, że jako cudzoziemiec, nie może wytłómaczyć p. naczelnikowi, dlaczego niektórzy Galicyanie na widok c. k. żandarma czują niepohamowaną chętkę uciekania do lasu. Co do drugiego punktu, obstawał uporczywie przy tem, że nie umie i nie rozumie po polsku, p. aptekarzówna szepnęła mu bo-
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/169
Ta strona została przepisana.