czywszy na dyskusyi z ks. proboszczem i na wiadomości o konfiskacie tłumoków przez jakiegoś komisarza Rządu Narodowego. Lustrując w pamięci swej wszystkie te wypadki, p. Artur czuł się mocniej niż kiedykolwiek upoważnionym do twierdzenia, że Galicya jest prostackim, na wskróś zniemczałym krajem, w którym ludzie nie mają najmniejszego szyku, i który potrzeba będzie przekląć albo z gruntu ucywilizować. (W skutek tego strasznego przekleństwa, w oczach mieszkańców wszystkich innych ziem polskich uchodzimy za bydlęta najpodlejszego rodzaju, i czar ten złowrogi nie będzie z nas zdjęty, póki — tak opiewa zaklęcie — póki nie znajdzie się niewinna dziewica galilejska, ktoraby na zapytanie: co wolicie, Matejkę, czy Rochalewskiego — odpowiedziała: wolemy Rochalewskiego. Gdyby powiedziała: wolimy, cała robota za nic, i zostaniemy Galilejczykami do końca świata. Przyp. zecera).
W całych Błotniczanach, p. Artur nie znalazł nic uwagi godnego, oprócz panny Katarzyny, tylko nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, podobawszy jej się grubo, jak mniemał, na pierwszym wstępie, nie mógł później znaleźć sposobności popisania się z nieocenionemi swojemi przymiotami jako człowiek, należący do lepszego towarzystwa. Sądził jednak, że sama jego powierzchowność wystarczała, by go odszczególnić korzystnie wśród krzykliwej i rubasznej zgrai, jaka napełniała tego wieczora dom pana aptekarza. P. Artur spojrzał w zwierciadło, i zmuszony był, mimo wszelkiej skromności, wyznać sobie, że jest on ne peut pas mieux, i że zbyt wiele zaszczytu wyrządza aptekarzównej w małem miasteczku, do tego galicyjskiem, zajmując się nią już od ośmiu godzin. Ale tego rodzaju słabości wydarzają się największym i najhojniej od natury wyposażonym ludziom — wszak Achilles poróżnił się z Atrydami o jakąś mizerną brankę, a p. Aureli Urbański kocha się we własnych swoich komedyach! Nie miałem przyjemności znać osobiście ową córkę kapłana słonecznego, o którą poszło Achillesowi, ale mniemam, że popadianka trojańska nie mogła być o wiele powabniejszą od aptekarzównej błotniczańskiej; co się zaś
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/184
Ta strona została przepisana.