rzanem, i całe sągi sześcienne protokołów, rysopisów, listów gończych, okólników itp. były owocem tej niezmordowanej pracy. Sam pan Kalasanty Capowicki, jakkolwiek prezes komitetu w celu formowania Krakusów, nie uszedł kilku nader ścisłym i surowym „amtshandlungom“; sam ksiądz Zając, proboszcz i dziekan capowicki, musiał stawać do protokółu, jakkolwiek wiadomem było powszechnie, że przed drzwiami plebanii skonał raz w roku 1864 z głodu i nędzy powstaniec, przed którym zamknięto na klucz drzwi tego zacnego kapłana.
Niestety! Pan Precliczek, wiecznie tropiący za emisaryuszami, za ludźmi, niezaopatrzonymi w paszporty i w karty pobytu, za transportami broni i amunicyi sam, na pierwszem piętrze gmachu becyrkowego, w najbliższem swojem sąsiedztwie, pod urzędowym bokiem swoim, miał mały wulkan rewolucyjny, którego wybuchy dostarczą nam wątku do dalszego opowiadania naszego.
Pan Precliczek miał bowiem żonę i córkę...
Pani Precliczkowa, czyli, jak ją powszechnie nazywano, pani forszteherowa, z domu Hanserlówna, córka c. k. komisarza cyrkularnego z Rzeszowa, Bochni, czy z Jasła, od lat dwudziestu kilku była wierną i przykładną towarzyszką p. prefekta departamentu Capowickiego w pozaurzędowym jego żywocie: najprzód, gdy był konceptspraktykantem w rodzinnem jej mieście, później, gdy przechodził dalsze stopnie hierarchii urzędowej przy namiestnictwie we Lwowie, a nakoniec, gdy zaufanie rządu powołało go do piastowania ważnej posady, na której go zastajemy w r. 1866. We wszystkich