Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/191

Ta strona została przepisana.

zawsze przekonać się poprzednio czy przypadkiem, podczas gdy jeden jest „kuryerem“ komitetu, drugi nie jest jakim c. k. kuryerem. Modus vivendi między władzami narodowemi i c. k. urzędami politycznymi dawał się utrzymać tylko w ten sposób. Pani Podborska wskazała tedy tylko krzesło p. Arturowi, prosząc go, by usiadł i zaczekał, aż mąż jej wróci z polowania. Ale w tem, ów wymowny jegomość, z razu nieco zaambarasowany wejściem p. Artura, wstał i przywitał się z nim poufałą formułką:
— Jak się masz?
— A, jak się masz? — wycedził przez zęby pan Artur, cokolwiek protekcyjnym, a cokolwiek niepewnym sobie tonem.
— Czy panowie się znają? — zapytała pani Podborska.
— Znamy się — rzekł blondyn krótko.
— Trochę — dodał pan Artur, jak gdyby chciał osłabić znaczenie tego odkrycia.
Nastąpiła chwila milczenia, podczas której pan Artur i wymowny blondyn unikali nawzajem swoich spojrzeń. P. Artur przypatrywał się swoim lakierowanym trzewikom, a blondyn bawił się taśmami od swojej „huzarki“, i podkręcał wąsa. Nakoniec przerwała ciszę pani Podborska, zwracając się ku temu ostatniemu.
— Więc książę aż do wybuchu powstania bawiłeś w Warszawie?
Pani Podborska nie spostrzegła zdziwionego wzroku, jaki na nią rzucił w tej chwili pan Artur — ale spostrzegł go blondyn, i kręcąc dalej swój wąsik, spuścił oczy, jak gdyby się zamyślił.
— W Warszawie — rzekł z westchnieniem.
— Zapewne to jakaś słodka tajemnica wywołała to westchnienie — ciągnęła dalej pani Podborska.
— Ach, pani — odrzekł blondynek, nabierając cokolwiek więcej pewności siebie — w Warszawie zostawiłem matkę i siostrę!
— Umiem czuć boleść księcia — odparła pani na Podbużu, której deklinowanie tytułu: książę, księcia i t. d. zdawało się sprawiać niewymowną przyjemność, podczas