Chwilę trwała owa niema scena, podczas której niepomny swoich rycerskich przodków książe stał tak blisko pani Podborskiej, jak tylko to być mogło bez obrażenia przyzwoitości, a Ukrainiec ściskał w rękach motykę i drgającemi konwulsyjnie ustami usiłował bezskutecznie wymówić, co miał w myśli i w sercu.
Milczenie przerwała pani Podborska, pytając z zimną krwią i trochę „z góry“ p. Kwaskowskiego, czego sobie życzy?
— Radbym, jeżeli pani pozwoli, pomówić z tym.... panem — odparł tenże stłumionym od gwałtownego wzruszenia głosem.
— Ten pan jest naszym gościem; z nieznajomymi, którzy przybywają do naszego domu, rozmawia zwykle mój mąż. Chciej się pan tedy udać do mego męża; jest on w pokoju, do którego prowadzą z sieni drzwi na lewo....
Książę błogosławił w duchu panią Podborską, która tak widocznie stawała po jego stronie, zmiarkowawszy niezbyt łagodne i towarzyskie zamiary nowego przybysza. Rzucał on podejrzliwe spojrzenia na ową motykę, wymowniejszą od wszystkich słów, jakieby mógł był wyrzec wzburzony Ukrainiec; obliczał jej kaliber i prawdopodobny efekt, gdyby była użytą jako pocisk lub jako broń sieczna, a zważywszy to wszystko, nie mógł się oprzeć myśli, iż niektóre Galicyanki mają grubo więcej rozumu i uczucia, niż się spodziewał.
P. Kwaskowski, jako człowiek dobrze wychowany, rozbrojony był zupełnie obecnością kobiety, a czując, że niepodobna mu będzie wstrzymać się dłużej od gwałtownego wybuchu, wolał nie mówić wcale, ukłonił się pani Podborskiej i poszedł szukać jej męża.
Książę Artur odetchnął swobodniej po jego odejściu i wpadł natychmiast w to rycerskie oburzenie, z którem od samego początku całej sceny byłoby mu było więcej do twarzy.
— Quelle insolence! — zawołał. — Czy uważałaś pani, jaką impertynencką minę ma ten chłopoman kijowski? Gdyby
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/214
Ta strona została przepisana.