była naczelnikową obwodowej organizacyi damskiej, jak gdyby godność ta nie należała się małżonce naczelnika organizacyi męzkiej, a pan Meliton był posłem ziemi Cybulowskiej na sejm królestw Galicyi i Lodomeryi, jak gdyby p. hrabia Cypryan nie był urodzonym na senatora, a tembardziej na posła. Państwo hrabstwo usnęli tedy w nadzwyczaj dobrym humorze, i śmiali się jeszcze przez sen, podczas gdy książę Artur marzył niemniej wesoło o „szyku“, którego „grubo zadał“ panu hrabiemu, i którego jeszcze grubiej zadać zamierzał szlachcicowi galicyjskiemu w Cewkowicach. Zaś Pani Podborska, wróciwszy do domu, marzyła o księciu z szafirowym pince-nez, którego pan Branicki chciał zabrać z sobą na polowanie do Afryki, a który wolał przyjechać do Zabuża i zrozumieć trudne częstokroć położenie kobiecego serca. Tylko pani Małgorzata Szeliszczyńska i panna Celina Trzeszczyńska nie mogły marzyć o niczem tej nocy, albowiem stanąwszy na nocleg w pierwszorzędnym hotelu błotniczańskim, spotkały się tam z niesłychaną ilością owych najzaciętszych wrogów płci pięknej, owych małych czarnych potworów, które Opatrzność stworzyła na to, ażeby się mściły na pięknych dręczycielkach naszych za nasze bezsenne noce i za nasze cierpienia. O śnie nie mogło być mowy w takich okolicznościach, i obydwie nasze lwowskie znajome, tak mocno interesujące się losem p. Artura, przepędziły noc na rozmowie między sobą, ślubując wieczną nienawiść trwożliwym szlachcicom, zbyt gorliwym becirksforszteherom, i — pchłom. Co do tego ostatniego punktu, miały bez wątpienia słuszność, ale co do dwóch pierwszych były niesprawiedliwemi, albowiem ani p. Asakasowicz, ani p. Finkmann von Finkmannshausen, o ile mi wiadomo, z żadnych szczególnych względów nie zasłużyli sobie na niełaskę i zemstę rodzaju żeńskiego, jako takiego, i chyba tylko z ogólnie człowieczego stanowiska możnaby im zrobić niektóre zarzuty, gdyby nie wzgląd na §. 66. kod. kar. i na nowelę, dodaną do tegoż kodeksu, który nakazuje autorowi wstrzymać się od sformułowania tych zarzutów.