raczył podać rękę panu Bogdanowi, i zapytać go nader uprzejmie, jakie też są aspekta co do tegorocznych zbiorów? P. Bogdan nie omieszkał odpowiedzieć jak najobszerniej na to zapytanie, przyczem położył szczególny nacisk na wymarznięcie kukurudzy w skutek niespodzianych przymrozków w Maju, co, jak sądził, gdyby doszło do wiadomości cesarza Imci Napoleona, spowodowałoby go niewątpliwie do przyspieszenia interwencyi; albowiem w takich okolicznościach jak dzisiejsze, szlachcic wprawdzie chętnie położy głowę dla sprawy ojczystej, ale ani rządowych, ani narodowych podatków opłacać nie będzie w stanie. Książę dał nawzajem do zrozumienia panu Bogdanowi, że Napoleon doskonale wie o tem wszystkiem, i że byłby już od dawna w Polsce, gdyby mu te przeklęte zawikłania w Meksyku nie stały na przeszkodzie. Poczem przystąpiono do śniadania; książę i hrabia pili herbatę, a pan Bogdan, jakkolwiek przyzwyczajony był zawsze wypijać swoją szklankę pożywniejszej nierównie kawy z odpowiednią ilością chleba z masłem, i jakkolwiek dla temrychlejszego wypełnienia rozkazów naczelnika wyjechał był naczczo z domu, pił także herbatę i gryzł do niej kawałek sucharka, ażeby swojemi demokratycznemi nawyknieniami nie odbijać zbyt mocno od arystokratycznego towarzystwa, wśród którego los go posadził. Po herbacie, pan hrabia obdzielił swoich gości doskonałemi cygarami, lokaj wyniósł tłumoki na wózek p. Koldunowicza, a p. hrabia, ku wielkiej admiracyi swego podwładnego, pożegnał się po francuzku z księciem A. C., mówiąc mu: Au revoir, cher cousin, następnie zaś kiwnął poufale głową kłaniającemu się bardzo nizko N. P. B. K. Jeszcze z ganku pan hrabia skinieniem ręki żegnał odjeżdżających, i uśmiechał się do nich po przyjacielsku. „Poganiaj!“ wolał pan Bogdan na swego woźnicę, służba folwarczna zdejmowała czapki, dziatwa wiejska patrzyła ciekawie na jadących, a gąski i świnki uciekały z drogi, jak gdyby wiedziały, że to N. P. B. K. wiezie księcia A. C. do Cewkowic. Na grobli koło stawu dwaj żandarmi, patrolujący przez Cybulów, salutowali przejeżdżającemu właścicielowi Tela-
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/244
Ta strona została przepisana.