wiem, jeszcze za czasów Palemona na Litwie otrzymał szlachectwo z powodu, iż króla zgłodniałego na łowach przyjął
u siebie i uraczył tak doskonałemi kołdunami, jakich Jego Królewska Mość nawet przy własnym stole nie jadł. Na podstawie tych zasług nadany mu był herb w kształcie białego widelca w czerwonem polu, on zaś nazwany Kołdunowiczem i używany do różnych poselstw do dworów zagranicznych, a osobliwie do Zjednoczonych Stanów, które naówczas były jeszcze cesarstwem. Od tego Koldunowicza, wszyscy inni Kołdunowicze następowali po sobie w nieprzerwanym porządku, i wszyscy też mieli nadzwyczajny talent i pociąg do dyplomacyi, czego zresztą obecny p. Bogdan Kołdunowicz na sobie samym doświadcza, i w skutek czego radby był nawet syna swego przeznaczył do karyery dyplomatycznej, gdyby w gimnazyach nie obciążano dzieci matematyką, fizyką, naturalną historyą i t. d. Za moich czasów, Mościdzieju — mówił pan Bogdan — system szkolny był lepszy, i jak mię tu pan hrabia dobrodziej widzisz, już w piętnastym roku życia pisałem ody i mowy łacińskie; to też dzisiejsza generacya nie uczy się w szkołach niczego pożytecznego, nie da już ojczyznie takich ludzi, jakich jeszcze teraz Bogu dzięki posiadamy. Ale oto i mój Telatynek, i jeżeli p. hrabia dobrodziej raczysz zaszczycić ubogą strzechę szlachecką chwileczką swojej wysokiej bytności, wstąpimy do mnie na maleńką przekąskę, bo do Cewkowic jeszcze spore trzy mile, a obiad tam jadają bardzo późno.
Książę A. C., którego bawiło niezmiernie, iż dla odmiany tytułowany był teraz hrabią, nie miał nic do zarzucenia przeciw projektowi przekąski; wstąpiono tedy do Telatyna, i podczas gdy bohater nasz posilał się bryndzą, różnemi półgąskami, wędzonemi wieprzowemi schabami i koziemi łopatkami, jakoteż konfiturami, przynoszącemi jak największy zaszczyt pani Kołdunowiczowej i tradycyjnemu gastronomicznemu zmysłowi rodu Kołdunowiczów w ogóle — pan Bogdan tymczasem doglądał osobiście woźnicę, który najlepszą czwórkę ze stajni telatyńskiej zaprzęgał do ciężkiego koza, przeznaczonego wyłącznie tylko na tak wielkie
Strona:Wielki świat Capowic - Koroniarz w Galicyi.djvu/246
Ta strona została przepisana.